W Polsce biznes rozwinął się w oszałamiającym tempie. W pięć lat mamy już 35 sklepów. Teraz chcemy inwestować w coraz lepsze lokalizacje. W ulepszanie tych sklepów, które już mamy - mówią właścicielki marki Tous

Siostry Tous – Alba, Marta, Laura i Rosa – mają wszystko, za co kocha się Hiszpanów: charyzmę, otwartość, kipiącą energię. Wszystkie cztery zarządzają firmą Tous, którą tworzyli ich rodzice, a wcześniej - dziadkowie.

Sprzedają głównie biżuterię, ale też torebki i perfumy. W zeszłym roku miały 400 mln euro przychodów. Symbolem marki jest miś. W ich sklepach można kupić biżuterię o tym kształcie: zawieszki, kolczyki, naszyjniki. Siostry zostały hiszpańskimi zwyciężczyniami konkursu EY Przedsiębiorca Roku.

Spotykam je w restauracji na tarasie przepięknego hotelu Hermitage urządzonego w secesyjnym stylu w zabytkowym pałacu. Na stole stoją jeszcze resztki śniadania i kilka paczek papierosów. Tylko jedna siostra decyduje się zapalić.

Muszę o to spytać od razu: dlaczego taki mały miś musi kosztować 100 euro?

Nie każdy, niektóre kosztują 60 euro. Ale mamy też takie za tysiąc. Surowce kosztują. Srebro, złoto, szlachetne kamienie. Poza tym biżuterię od początku do końca produkujemy we własnych zakładach. Chcemy, żeby dla klientek to był wydatek nie na kilka lat, ale już na całe życie. Pod tym kątem nasza biżuteria wcale nie jest taka droga w porównaniu z innymi markami.

EY Przedsiębiorca Roku
CZYTAJ WIĘCEJ

Kto wymyślił tego misia?

Nasza mama. Wymyślała wtedy kolekcję małych zawieszek. Prócz misia były też inne, na przykład kwiaty. To był koniec lat 60.

A więc to dość stary miś.

Stary, ale świetnie się trzyma. Tego właśnie ma być symbolem – młodzieńczości, bez względu na wiek. I opieki, i czułości, do której dążymy przez całe życie. Miś się nie nudzi. To spryciarz, bo chłopak może go podarować dziewczynie zamiast na przykład złotego serduszka, które jest jednoznaczną i bezpośrednią deklaracją. A miś też mówi o uczuciach, ale subtelniej.

Jest tak popularny, że przynosi nam połowę przychodów ze sprzedaży.

Cztery siostry na czele jednej firmy… Jak to zrobiłyście, że się nie pozabijałyście?

Razem zaczynałyśmy od pracy w jednym sklepie rodziców. I po 25 latach dogadujemy się już całkiem nieźle (śmiech). Tak naprawdę pomaga nam to, że nie musimy się kłócić o cele, bo te są jasne i niezmienne. Dyskutujemy tylko o sposobach, jak je osiągnąć.

Jakie to cele?

Chcemy być globalną marką, jedną wśród najbardziej znanych, w przystępnej cenie. Obecnie mamy 500 sklepów na całym świecie. Z tego około 200 w Hiszpanii, 70 w Meksyku. Jesteśmy w Czechach, wchodzimy też na Ukrainę. Polska jest naszym drugim europejskim rynkiem.  

Młodsze unijne państwa są w ogóle dla nas świetnymi rynkami. Lepszymi od zachodniej Europy. W Paryżu mamy tylko dwa sklepy, w Rzymie jeden.

Bo tam dominują tradycyjne, ekskluzywne marki.

Tak! W Polsce biznes rozwinął się w oszałamiającym tempie, w porównaniu na przykład z Portugalią, gdzie marka jest silna, ale dlatego, że rozwijana od 20 lat.

Jakie macie teraz plany co do Polski? Będzie więcej sklepów?

Może jeszcze kilka, ale wcale nie chcemy mieć sklepu na każdym rogu. Branża się rozwija, więc teraz, żeby nie zostać w tyle, chcemy inwestować nie w nowe punkty sprzedaży, ale w coraz lepsze lokalizacje. W ulepszanie tych sklepów, które już mamy.

Wiem, że zabiegałyście o spotkanie z polskim zwycięzcą konkursu Przedsiębiorca Roku Marcinem Grzymkowskim, twórcą sklepu e-Obuwie.pl…

Robi na nas wrażenie, bo jest młody, a rozwija się tak szybko. Poza tym chcemy znać więcej przedsiębiorców z Polski, bo to dla nas duży rynek.

Ale chcecie sprzedawać wasze torebki w sklepie Grzymkowskiego?

Nigdy nic nie wiadomo…

80 proc. waszych pracowników to kobiety. To tak specjalnie?

Nie, raczej marka je przyciąga. Mali chłopcy lubią misie, starsi już nie. A kobiety zawsze.

Komentarze
Zaloguj się
Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem