Holender Jaap Korteweg to rolnik, właściciel gospodarstwa ekologicznego, w którym uprawia warzywa. Kilkanaście lat temu wymyślił firmę The Vegetarian Butcher (Wegetariański Rzeźnik), w której produkuje „mięso” produkowane na bazie roślin. Produkty mają te same nazwy co mięsne produkty – kiełbasa, szynka, tuńczyk i inne.
Po latach strat firma zaczęła przynosić zyski. Ma już 12 mln euro przychodu rocznie, rośnie w tempie 50-100 proc. W zeszłym roku Korteweg otrzymał tytuł Przedsiębiorcy Roku w kategorii nowy biznes w konkursie firmy doradczej EY.
Jaap Korteweg: Według mnie to nieuniknione. Od dekad odchodzimy bowiem od wykorzystywania zwierząt na potrzeby człowieka. Na przykład kiedyś transport był od nich uzależniony, dzisiaj zastępują je maszyny. A kiedyś zrezygnujemy, też dzięki technologii, z wykorzystywania zwierząt jako pożywienia.
Zaczęło się od lat 90.. kiedy w Holandii panowała świńska grypa. Miliony świń trzeba było wybić. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, jak nieekonomiczna może być hodowla zwierząt na pożywienie. I że trzeba wynaleźć bardziej efektywny sposób produkcji żywności, która nie będzie zależała od zdrowia zwierząt, bo może to przynosić rolnikom ogromne straty. Wiedziałem, że przyszłość i bezpieczeństwo producentów żywności musi leżeć w innych metodach, opartych na maszynach i technologiach.
Poza tym coraz bardziej nie podobało mi się, jak zwierzęta są traktowane w przemysłowej hodowli. Dziś myślę, że w ogóle nie ma etycznych metod hodowli zwierząt na mięso. Z czasem przeszedłem na wegetarianizm.
To ułatwienie dla tych, którzy chcą zrezygnować z mięsa, ale ciężko im rozstać się ze smakiem i konsystencją. Ja za tym tęskniłem ogromnie. Nic dziwnego, bo smak mięsa uzależnia i potrafi uszczęśliwiać.
Musieliśmy sprawdzić, czy wolno nam używać mięsnych nazw, bo nasi mięsni konkurenci mieli zastrzeżenia, ale okazało się, że prawnie prawie nie ma przeszkód. Oprócz mielonego, które po holendersku musimy nazywać inaczej.
Nasze produkty kupują nie tylko wegetarianie, lecz także jedzący mięso, którzy chcą obniżyć jego spożycie. Nasze mięso jest zdrowsze od zwykłego, smakuje i wygląda identycznie jak prawdziwe. Pracują z nami nad tym naukowcy i szefowie kuchni.
Na przykład z pasty sojowej. Włókna są produkowane w specjalnej maszynie, wynalezionej przez holenderską uczelnię, University of Wageningen. Kurczaka robimy z soi, wołowinę z marchwi, groszku i ziemniaków. Smak to kwestia przypraw.
Kiedyś jedna dziennikarka podpowiedziała mi, żeby moje mięso w tajemnicy przemycić do konkursu kulinarnego przez jednego z uczestników. I nasz kotlet zdobył trzecie miejsce, a jurorzy się nie zorientowali.
Na razie tak, o około 30 proc. Jednak zrównanie cen to kwestia osiągnięcia odpowiedniej skali sprzedaży. Jeśli przejmiemy od producentów prawdziwego mięsa jeszcze 20 proc. rynku, to ceny się zrównają. Liczę że zajmie to do najwyżej 20 lat. Bo coraz więcej ludzi będzie rezygnowało z mięsa, zwłaszcza jeśli na rynku będzie alternatywa. Konsumpcja mięsa już teraz w Holandii spada, o kilogram rocznie na mieszkańca.
Według mnie hodowla nie ma bardzo długiej przyszłości. Rząd zachęca do szukania alternatywy dla produkcji mięsa. Można się starać o 35 tys. euro dotacji na badania, a potem nawet 200 tys. euro na rozpoczęcie produkcji.
Wszystkie komentarze