Czy polskie banki będą musiały zamknąć część placówek?

Czy kryzys finansowy zmusi banki do ograniczenia sieci placówek? W przeliczeniu na liczbę mieszkańców mamy już więcej oddziałów bankowych niż Francja lub Wielka Brytania!

Przed wybuchem światowego kryzysu rozbudowa sieci placówek była dla polskich banków jednym z priorytetów. Na najbliższe trzy lata planowały budowę 1,5 tys. nowych oddziałów. W tym roku bankowcy otworzyli ponad 500 nowych punktów, co kosztowało ich miliard złotych.

Według wciąż niezdementowanych planów GE Money chce w najbliższych latach otworzyć 220 nowych placówek, BZ WBK - ponad 200, Bank Millennium - 135, a wchodzący na rynek Alior Bank - aż 600.

Jednak analitycy przewidują, że kryzys kredytowy negatywnie odbije się na zyskach banków (po ośmiu miesiącach 2008 r. zarobiły one 11,3 mld zł). Zdaniem Michała Macierzyńskiego, analityka Bankier.pl, weryfikacja planów budowy nowych placówek jest tylko kwestią czasu.

- Na razie nie widzimy powodów, by zmieniać nasze plany - mówi Piotr Gajdziński, rzecznik BZ WBK. - W pełni zrealizujemy plan na bieżący rok, czyli otworzymy jeszcze 25 nowych oddziałów. Plan na 2009 r. zakładający otwarcie 70 oddziałów jest nadal aktualny, ale tempo jego realizacji zależy od sytuacji rynkowej - dodaje Wojciech Kaczorowski, rzecznik Banku Millennium.

Miasta naszpikowane placówkami...

Prezesi banków zapewniają, że bez dużej sieci placówek nie da się na dużą skalę oferować klientom np. lokat i szybkich kredytów gotówkowych. Większość klientów woli zakładać je w oddziale niż zdalnie. Ostatni duży debiutant na polskim rynku, grecki Polbank, zbudował w dwa lata 300 placówek i dzięki temu udało mu się pozyskać 300 tys. klientów.

Sęk w tym, że największe polskie miasta już dziś są naszpikowane oddziałami banków - na terenie kraju działa ich ponad 13,6 tys., z czego zdecydowana większość w głównych metropoliach.

W trudnych czasach nawet część istniejących placówek może na siebie nie zarabiać, Jak wynika z niedawnej ankiety dziennika "Parkiet", na każdą nowo otwartą placówkę bankową w Polsce przypadało w pierwszej połowie 2008 r. ok. 2360 nowych klientów. Rok wcześniej - ponad 3100.

Bankowcy powtarzają, że muszą jakoś dotrzeć do połowy Polaków, która nie ma jeszcze rachunku bankowego. - A liczba placówek jest w Polsce wciąż osiem razy mniejsza niż w Hiszpanii, gdzie przypada ich prawie tysiąc na każdy milion mieszkańców - mówią przedstawiciele banków.

Michał Macierzyński dowodzi jednak, że rzekomo niskie nasycenie polskiego rynku placówkami bankowymi to mit. W rzeczywistości mamy proporcjonalnie więcej placówek niż Wielka Brytania, Francja, Szwecja czy Irlandia! Nie mówiąc już o krajach naszego regionu: Czechach, Węgrzech i Słowacji!

...a banki tkwią w nieświadomości

Jak to możliwe, że bankowcy żyją w błogiej nieświadomości i wciąż beztrosko snują plany rozwoju liczby placówek? Zdaniem Macierzyńskiego winne są zaniżone statystyki podawane przez Europejski Bank Centralny. Według nich w Polsce jest nieco ponad 5 tys. placówek bankowych, co w przeliczeniu na milion mieszkańców daje 130 oddziałów.

To rzeczywiście plasowałoby nas w ogonie Europy. Ale statystyki EBC obejmują tylko "oddziały banków komercyjnych i spółdzielczych". Nie biorą pod uwagę filii czy agencji bankowych (mnóstwo ma ich w całym kraju m.in. PKO BP) ani tzw. placówek franczyzowych, które prowadzą dla banków prywatni przedsiębiorcy.

Gdyby policzyć to wszystko, okazałoby się, że mamy w Polsce nie ponad 5 tys. placówek, ale ponad 13 tys.! A przecież są jeszcze punkty bankowe na poczcie (1,2 tys. w całym kraju) oraz 1,7 tys. placówek popularnych SKOK-ów.

To daje ok. 17 tys. placówek bankowych, ponad trzy razy więcej, niż wynika z oficjalnych statystyk EBC! Na milion mieszkańców mamy więc nie 130, a 450 oddziałów banków. Więcej niż średnia europejska, która według EBC wynosi ok. 380 placówek.

Wciąż nie osiągamy poziomu nasycenia placówkami bankowymi, jak w Hiszpanii, ale niewiele brakuje nam do "ubankowienia" w Niemczech, Włoszech, Austrii, czy Portugalii. A Francję czy Wielką Brytanię zostawiamy w tyle.

- Dlatego wielkie inwestycje w rozwój placówek wcale nie muszą się zwrócić - mówi Macierzyński. - W Polsce w latach 2000-01 mieliśmy już falę zamykania nierentownych oddziałów. Wtedy zniknął więcej niż co dziesiąty oddział. Teraz też wiele placówek może zbankrutować - dodaje analityk Bankier.pl.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.