Kupuj, jak inni sprzedają

Panika! Od kwietniowego szczytu ceny akcji stopniały o blisko 20 proc. W zaledwie kilka tygodni z warszawskiej giełdy wyparowało ponad 100 mld zł. Pierwszy odruch inwestora - ratować, co się da, i omijać giełdę szerokim łukiem. A może by tak pójść pod prąd?

Inwestorzy, którzy po ostatnich spadkach są na dużym minusie, mają do wyboru: albo pogodzić się ze stratą i sprzedać akcje, albo czekać na powrót hossy z nadzieją na odbicie. Po bessie przyjdzie hossa, po niej znowu bessa itd. Wierząc w taką powtarzalność, drugi sposób wydaje się być rozsądniejszym rozwiązaniem.

Można więc założyć, że dobra koniunktura w końcu przyjdzie i odzyskamy, może nawet z nawiązką, dzisiaj przegrane pieniądze. Problem w tym, że nie wiemy, kiedy to się stanie. A na taką niepewność nie każdy inwestor może sobie pozwolić.

Co więc robić? Działać! Eksperci przekonują, że zamiast sprzedawać akcje ze stratą czy czekać na odbicie, warto zrobić porządki w portfelu inwestycyjnym i pójść na nowe zakupy.

- W okresie bessy rośnie awersja inwestorów do ryzyka, ale ich logika ucieczki w bezpieczne instrumenty ma duże wady - mówi Jacek Krukar, dyrektor katowickiego Regionalnego Centrum Inwestycyjnego Deutsche Bank PBC.

Dlaczego? Dzisiaj nerwowość, a nawet panikę wśród inwestorów wywołuje problem nadmiernego zadłużenia krajów strefy euro oraz obawy o ich wypłacalność. Gracze giełdowi sprzedają więc akcje prywatnych spółek. To działanie nieracjonalne, bo pozbywają się akcji spółek, które co rok często wypłacają powyżej 5 proc. dywidendy. Następnie zamieniają je na obligacje zadłużonych rządów oferujące kilka procent zysku rocznie. Pieniądze otrzymane ze sprzedaży akcji nisko zadłużonych firm ze zdrowych sektorów, do tego z dobrymi wynikami finansowymi, przeznaczają na finansowanie długu państw, których kłopoty całą tę panikę wywołały.

Innym przykładem nieracjonalnego zachowania może być branża deweloperska. Wyceny giełdowe niektórych spółek deweloperskich spadły poniżej jednej trzeciej majątku. Tymczasem inwestorzy sprzedają ich akcje za jedną trzecią wartości, żeby kupić na rynku nieruchomość za 100 proc. ceny. A przecież do majątku tych firm należą realne grunty, mieszkania i domy.

Racjonalny inwestor powinien w pierwszej kolejności przejrzeć swój portfel inwestycyjny i sprawdzić, czy nie ma w nim spółek, których działalność jest faktycznie zagrożona. - W kryzysie takie firmy są najbardziej niebezpieczne. Jeśli inwestor jest spokojny o biznes i finanse spółki, powinien poczekać. Jeśli uzna, że spółka może mieć kłopoty, powinien działać, bo akcje słabych firm mogą nie odrobić strat po krachu - radzi ekspert Deutsche Banku PBC.

Po przejrzeniu portfela można pójść na nowe zakupy. Wielu inwestorów koncentruje się w giełdowych inwestycjach wyłącznie na odpowiednim momencie zakupu, na szukaniu dna, które można trafić rzadko i przypadkowo. Zamiast szukania najlepszego momentu na inwestycję można rozważyć rozłożenie jej w czasie. Wtedy zmniejszymy ryzyko zbyt wczesnego albo zbyt późnego kupna akcji. Rzecz jasna, stosując taką strategię, uśredni się nie tylko ryzyko, ale i potencjalny zysk.

Jeśli rozważamy średnio- lub długoterminowe inwestycje, najważniejszy jest dobór odpowiednich spółek. - Aby czuć się bezpiecznie ze swoimi akcjami w niepewnych czasach, inwestor powinien wybrać fundamentalnie dobre spółki - bez wysokiego zadłużenia, o regularnie powtarzalnych wynikach, a najlepiej jeszcze tanio wycenione, a więc powinien kupować w okresie spadków - radzi Krukar.

Z tak skonstruowanym portfelem można poczekać kilka-kilkanaście miesięcy do czasu, aż sytuacja się uspokoi i wyceny akcji zaczną wracać do normy. - Przykładowo, kupując w czasie poprzedniej bessy z lat 2008-09 spółki z branży chemicznej, można było w dwa lata zarobić po 200-500 proc. Teraz podobny wynik może odnieść inna branża. Kto ją wypatrzy, będzie dobrze wspominał krwawy sierpień 2011 roku - mówi Jacek Krukar.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.