Ile kosztuje plastik za granicą?

Tyle że używanie karty za granicą kosztuje, i to czasem niemało. Na szczęście można te koszty zminimalizować. I o tym będzie dziś w kolejnym odcinku naszego poradnika o finansach dla osób, które zwykle mają na koncie nieco więcej niż parę groszy.

Posługiwanie się kartą płatniczą za granicą jest niewątpliwie wygodne - nie wiem jak wy, ale ja nie znoszę kupowania walut w kantorach (nigdy nie wiem, ile będę tak naprawdę potrzebował gotówki), a potem noszenia tych resztek zagranicznych walut w portfelu. W żadnym banku nie chcą tych pozostałości przyjąć (zwłaszcza jeśli mówimy o bilonie). Pół biedy, jeśli wojaże odbywa się po strefie euro, bo wtedy w kieszeni pozostaje dość popularna waluta, której można niedługo użyć. A więc i w portfelu nie ciąży.

Podróżując jednak po bardziej egzotycznych krajach, nie warto przesadzać z lokalną gotówką w portfelu. Zwłaszcza że im więcej banknotów pochowanych w portfelu i kieszeniach, tym bardziej trzeba się pilnować, żeby nie paść ofiarą kieszonkowca. Pieniądze przechowywane na karcie są jednak bezpieczniejsze - karta z reguły jest zabezpieczona PIN-em i jej przechwycenie przez złodzieja samo w sobie nie powinno otworzyć mu drogi do salda naszego konta.

Czytaj też: Zapłaciła kartą w Japonii i... o mało nie zbankrutowała. Wakacyjny skandal

Czytaj też: Bank oszczędza, więc... wykastrował swoje karty z najlepszej funkcji!

Tyle że używanie karty za granicą kosztuje, i to czasem niemało. Na szczęście można te koszty zminimalizować. I o tym będzie dziś w kolejnym odcinku naszego poradnika o finansach dla osób, które zwykle mają na koncie nieco więcej niż parę groszy. A w związku z tym często bywają za granicą. Rozebranie na czynniki pierwsze płacenia kartą za granicą nie zaszkodzi też tym, którzy właśnie wybierają się na urlop do Turcji, Hiszpanii czy Afryki.

Plastikowy wspólny mianownik

Zasada jest taka, że każdą transakcję kartową instytucje rozliczające sprowadzają najpierw do waluty przyporządkowanej karcie płatniczej, której właśnie użyliśmy. Potem zaś uzyskaną kwotę przyporządkowują do waluty, w jakiej prowadzone jest konto bankowe, do którego przyporządkowana jest karta. Proste? Nie bardzo. W najgorszym wypadku czekają nas dwa przewalutowania.

Przykład? Załóżmy, że wyjechałeś do Chorwacji i płacisz w lokalnym sklepie za zakupy. Sprzedawca wbija do terminalu płatniczego kwotę w kunach, ale to oczywiście nie oznacza, że z twojego konta zniknie kwota wynikająca z aktualnego kursu kuny. Najpierw bowiem organizacja płatnicza, która firmuje twój plastik w portfelu - najczęściej jest to Visa lub MasterCard - przeliczy kuny na walutę rozliczeniową karty (najczęściej jest nią euro). Dopiero potem do gry wchodzi bank, który wydał ci kartę. Jeśli masz konto prowadzone w złotych, to bank ściągnie z twojego konta kwotę w złotych, ale wcześniej przewalutuje transakcję w euro po swoim kursie. Przeważnie niespecjalnie korzystnym, o kilka groszy gorszym od kantorowego. Czasem może się zdarzyć, że bank dodatkowo pobierze prowizję za operację przewalutowania - od 1 do 3 proc.

Czytaj też: Ufff... chyba przestaniemy odpowiadać za złodziejskie transakcje poniżej 150 euro!

Płacąc kartą w Chorwacji, raczej nie da się uniknąć przewalutowań. W sumie koszty "nabite" przez pośredników - Visę i MasterCard oraz twój bank - zwykle pochłaniają o 1-2 proc. więcej pieniędzy w złotych, niż gdybyś wyjął pieniądze z polskiego kantoru i płacił w przysłowiowej Chorwacji gotówką. To finalna cena za wygodę płacenia kartą. Trzeba pamiętać, że jeśli zostanie nam w portfelu kilkanaście kun, to będziemy musieli albo iść znów do kantoru, albo wrzucić tę "resztówkę" w koszty.

Podepnij kartę do konta walutowego

W każdym banku możesz założyć obok "krajowego" ROR-u także konto walutowe. Możesz też wziąć do takiego dodatkowego ROR-u kartę. Dzięki temu, jeśli np. masz konto w euro i podpiętą do niego kartę rozliczaną w euro, to płacąc w krajach strefy euro, w ogóle nie będziesz narażony na przewalutowania. Oczywiście może się zdarzyć, że za prowadzenie konta i wydanie karty bank będzie pobierał od ciebie jakieś comiesięczne opłaty. Ale per saldo powinny one być mniejsze niż koszty wynikające z przewalutowań.

Niektóre banki mają w ofercie ciekawą ofertę: możliwość podpinania zwykłej karty, wydanej do konta złotowego, do kont walutowych. Wystarczy złożyć taką dyspozycję w serwisie transakcyjnym albo przez telefon i karta w złotych przeistacza się w kartę w euro albo w dolarach, albo np. w funtach brytyjskich. Taki manewr pozwala mieć wiele kont walutowych i "przesuwać" między nimi jedną kartę. Dzięki temu może się okazać, że zamiast dwóch przewalutowań - z funtów na euro, a potem z euro na złote - będzie ich zero, bo cała transakcja przebiegnie w ramach brytyjskiej waluty.

Czytaj też: Pułapka na turystów. Płacisz w sklepie kartą a tu... pytanie o euro

Przewalutują i pobiorą za to prowizję

"Kupowałem ostatnio kilka książek na Amazonie. Płaciłem kartą Visa. Zdziwiły mnie kursy, po jakich przeliczali funty brytyjskie na euro, a później z euro na złote. Różnica 15 zł na jednej książce to już nie jest groszowa sprawa..." - pisze jeden z moich czytelników. Klient zajrzał do tabeli opłat i prowizji. A tam takie coś: "W przypadku transakcji bezgotówkowych i wypłat gotówki realizowanych kartami Visa za granicą w walutach innych niż euro pobiera się dodatkową prowizję za przewalutowanie transakcji w wysokości 2 proc. transakcji". Wygląda na to, że niezależnie od spreadów przy przewalutowaniu w niektórych bankach można zapłacić prowizję za samo to, że przewalutowanie w ogóle następuje. Ten punkt w regulaminach bankowych zwykle brzmi tak: "W przypadku transakcji bezgotówkowych i wypłat gotówki dokonanych w walucie innej niż waluta rozliczeniowa bank, pobiera dodatkowo prowizję za przewalutowanie transakcji w wysokości do 3 proc. wartości transakcji".

Bankomat za granicą? Uwaga na spread!

Pan Marcin jest sprytny i płaci za granicą kartą Visa Classic przypiętą do konta walutowego w euro. A więc wszystkie płatności w euro są księgowane od razu w tej walucie, nie ma żadnych przewalutowań, spreadów, prowizji. Kiedy pan Marcin wyciąga 100 euro z bankomatu czy płaci w sklepie za granicą, to z konta ściągają mu 100 euro. Pan Marcin wyjechał do Barcelony, płacił wszędzie plastikiem, jak panisko, aż tu nagle... "W sklepie za pomocą terminalu banku BBVA dokonuję płatności 340 euro, ale okazuje się, że z mojego konta zostaje ściągnięte 358,49 euro. Na paragonie z terminalu - mimo że sprzedawca wklepał 340 euro - dostaję wydruk, że transakcja została przeprowadzona w... złotych i płacę 1450,52 zł. Bank sobie przewalutował kwotę transakcji na złote po korzystnym dla niego kursie!".

Bank zapewne zrobił tak dlatego, że karta była z polskiego banku i automatycznie w takim przypadku terminal "przechodzi" na złote, nie zwracając uwagi na to, że karta jest przypięta do konta w euro. "Nikt mnie nie pytał, w jakiej walucie chcę dokonać transakcji, a przewalutowanie transakcji w Hiszpanii powoduje dodatkowe komplikacje i kolejne przewalutowanie, które mnie dodatkowo kosztuje" - skarży się pan Marcin. I oczywiście ma rację, bo bank w Polsce, kiedy dostaje od BBVA żądanie obciążenia konta eurowego kwotą 1450,52 zł, musi dokonać kolejnego przewalutowania. Oczywiście z uwzględnieniem sporego bankowego spreadu walutowego. Tym sposobem z powodu pomysłowości BBVA klient z Polski, płacąc kartą do konta w euro w kraju należącym do strefy euro, został "nabity" w podwójne przewalutowanie. I zapłacił 358,49 euro zamiast 340 euro.

Chcesz porozmawiać z autorem tekstu? Napisz! maciej.samcik@wyborcza.biz

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.