Obligacje, czyli między ochroną kapitału a zyskiem

Wybierając rodzaj obligacji skarbowych, warto kierować się nie tylko wysokością oprocentowania, ale także długością życia papierów, sposobem naliczania i wypłaty odsetek, kosztami wyjścia z inwestycji przed terminem oraz warunkami zamiany "starych" na "nowe"

Minister finansów sprzedaje obligacje nie dlatego, że chce dać komuś zarobić, tylko dlatego, że musi pożyczyć pieniądze. Dzięki obligacjom rząd może wydawać więcej, niż ściąga z podatków, a dług jest obsługiwany z bieżących wpływów państwa.

Najwięcej papierów trafia do instytucji finansowych, które kupują je hurtowo, by w ten sposób lokować nadwyżki kapitału. Niewielka część idzie jednak do portfeli indywidualnych inwestorów - to tzw. detaliczne obligacje skarbowe. Zarówno instytucje, jak i detaliści każą sobie płacić za rozstanie z kapitałem, czyli pożyczają rządowi na procent. To, ile i na jakich warunkach dostaną, zależy głównie od inflacji i stóp procentowych.

Tajemnice nazw

Na pierwszy rzut oka nazwy obligacji skarbowych są dość tajemnicze. Dzięki indywidualnym oznaczeniom wypuszczane co miesiąc nowe serie są uporządkowane, aby nie pomylić się przy ich wyborze. W nazwach zaszyfrowane są niezwykle ważne informacje dla nabywcy. Weźmy np. DOS0815. DOS oznacza, że są to Dwuletnie Oszczędnościowe Stałoprocentowe obligacje. Najważniejsze są jednak liczby, ponieważ dwie pierwsze oznaczają miesiąc (w tym przykładzie - sierpień) i rok (2015) wykupu papierów przez resort finansów. Idąc tym tropem, COI0817 należy odczytać jako Czteroletnie Oszczędnościowe Indeksowane papiery z terminem wykupu w sierpniu 2017 r. Z kolei EDO0823 to Emerytalne Dziesięcioletnie Oszczędnościowe wykupywane w sierpniu 2023 r., a TOZ0816 - Trzyletnie Oszczędnościowe Zmiennoprocentowe - sierpień 2016.

Cel: pokonać inflację

Spadek wartości pieniądza w czasie dobrze oddaje powiedzenie, że złotówka dziś jest warta więcej niż złotówka jutro. Choć płacimy tymi samymi banknotami, to przez inflację nabywamy za nie mniej towarów lub usług. Pierwszorzędnym celem inwestycji w obligacje jest pokonanie inflacji, czyli ochrona kapitału. Oprocentowanie nominalne mówi tylko, ile otrzyma się odsetek, natomiast nie odnosi się ono do spadku wartości pieniądza w czasie. Aby dowiedzieć się, ile realnie można zarobić, należy od nominalnego procentu odjąć stopę inflacji. Przykładowo, jeśli sprzedawane w sierpniu dwuletnie obligacje na stały procent DOS0815 dają w skali roku 3 proc., a inflacja wynosi 0,2 proc., to wynika z tego, że realnie da się na takiej inwestycji zarobić.

Oszczędzając w niektórych obligacjach, można też skorzystać z dobrodziejstwa procentu składanego, czyli oprocentowania obliczanego nie tylko od nominału, ale również od skumulowanych odsetek, co zwiększa zyskowność. Chodzi o to, że jeśli po pierwszym roku zostaną naliczone np. 3-proc. odsetki, to w drugim oprocentowanie realnie będzie liczone od wyższej kwoty. Z procentu składanego można korzystać w wypadku papierów DOS i EDO. Ogromny spadek inflacji widać po mocnej obniżce oprocentowania wszystkich rodzajów obligacji - przykładowo przed rokiem DOS dawały aż 4,50 proc.

Procent stały i zmienny

Pożyczając państwu pieniądze, można wybrać, czy umawia się z nim na stały procent, czy na zmienny. W pierwszym wypadku z góry wiadomo, ile dokładnie co do grosza otrzyma się odsetek w momencie wykupu. Jedynymi papierami o stałym oprocentowaniu w ofercie skarbówek są DOS. Sprzedawana w sierpniu seria da za dwa lata dokładnie 6,09 odsetek. Nominał każdej obligacji skarbowej wynosi 100 zł, zatem posiadacz pojedynczej akcji DOS dostanie z wykupu 106,09 zł.

Na obligacje stałoprocentowe trzeba jednak uważać, bo w istocie stanowią one zakład z ministrem finansów o przyszły poziom inflacji. Obecnie wynosi ona zaledwie 0,2 proc., ale gdyby poszła radykalnie w górę, to możliwa jest realna strata na takiej inwestycji. Przykładowo wzrost inflacji do 3,5 proc. oznaczałby, że oszczędzający jest realnie "do tyłu" 0,5 proc.

Można zabezpieczyć się przed nieoczekiwanymi wahaniami inflacji dzięki zmiennemu oprocentowaniu. I to na kilka sposobów, bo oferowane obligacje trzy-, cztero - i dziesięcioletnie mają różną konstrukcję. Przykładowo trzyletnie TOZ powiązane są z inflacją i poziomem stóp procentowych pośrednio, poprzez wskaźnik WIBOR6M. To cena, po której banki komercyjne pożyczają sobie pieniądze na rynku międzybankowym na sześć miesięcy. W tej popularnej stawce odbijają się jak w lustrze oczekiwania inwestorów co do kondycji gospodarki i poziomu stóp procentowych. Oprocentowanie TOZ aktualizowane jest co sześć miesięcy, zatem można przyjąć, że są one skarbówkami najbardziej związanymi z trendami na rynku finansowym, a te wiążą się ze stanem gospodarki. Procent w miesiącu, w którym oferowane są oszczędzającym takie papiery, dotyczy tylko pierwszego sześciomiesięcznego okresu odsetkowego i podawany jest w skali roku.

Zupełnie inaczej zmienia się oprocentowanie papierów czteroletnich (COI) oraz dziesięcioletnich (EDO). Mają one złożoną konstrukcję powiązaną bezpośrednio ze stopą inflacji. Przykładowo w sierpniu COI0817 dają 3,50 proc. To informacja tylko o tym, ile dostaniemy w pierwszym rocznym okresie odsetkowym. Kolejne lata to częściowa niewiadoma, oprocentowanie bowiem składa się ze stopy inflacji powiększonej o marżę. Ten ostatni składnik jest w rzeczywistości realnym zyskiem inwestora - ponad stopę inflacji. Przykładowo sierpniowe COI w kolejnych latach dadzą nabywcy tyle, ile wyjdzie z sumy marży 1,25 proc. i nieznanej jeszcze inflacji. Bardzo istotne jest to, że marża jest stała przez całe życie obligacji. Oferowane aktualnie obligacje EDO mają inną marżę niż czterolatki, bo ustaloną na poziomie 1,50 proc.

Marża zależy od decyzji ministra finansów i może być modyfikowana w każdej serii. Przed rokiem marża dla obligacji COI wynosiła aż 2,25 proc., czyli z tego punktu widzenia były one bardziej atrakcyjne niż obecnie. W styczniu 2012 r. marża COI była jeszcze wyższa - 2,50 proc. Podobnie rzecz się miała z EDO: przed rokiem było to 2,50 proc., a w styczniu 2012 r. - 3,00 proc. Zatem inwestor mający w portfelu dziesięciolatki kupione w styczniu 2012 r. zaklepał sobie na dziesięć lat realny zysk 3 proc.

Odsetki szybciej czy później?

Bardzo istotne przy wyborze typu obligacji są terminy wypłaty odsetek. Można przyjąć, że osoba zamierzająca żyć z kapitału, czyli konsumująca odsetki, będzie zainteresowana, aby otrzymywać je jak najczęściej. Ze wszystkich dostępnych detalicznych obligacji najszybciej otrzymuje się wypłatę z trzyletnich TOZ - co pół roku. W sumie przez trzy lata życia takiej obligacji jej posiadacz aż sześciokrotnie pobiera odsetki. Z kolei czteroletnie COI przynoszą odsetki co roku. Wybierając dwuletnie DOS, trzeba założyć, że odsetki razem z nominałem zobaczy się dopiero przy wykupie. Podobnie z dziesięcioletnimi EDO.

Moment wypłaty odsetek jest tak ważny - warto go wziąć pod uwagę, planując domowe finanse. Jeśli w okresie, kiedy czeka się na odsetki, trzeba zaciągnąć kredyt, to jego koszt przewyższy to, co równolegle zarobią oszczędności w obligacjach.

Najsłabszą propozycją dla inwestorów liczących na stały dochód ze spływających w ustalonym terminie odsetek są dziesięcioletnie EDO, bo na wypłatę odsetek trzeba czekać aż dziesięć lat, czyli do momentu wykupu papierów przez państwo. Przez ten czas zyski oczywiście się kumulują, ale dla bieżącego domowego budżetu są tylko na papierze.

Przedterminowy wykup

Obligacji detalicznych nie można pozbyć się tak łatwo jak np. akcji na giełdzie, bo nie są notowane. Najlepiej trzymać je aż do wykupu przez państwo. Jednak im "dłuższe" papiery, tym większe ryzyko, że w budżecie domowym dojdzie do czegoś nieoczekiwanego, co spowoduje konieczność sięgnięcia do oszczędności ulokowanych w skarbówkach.

Jest na to sposób, ale dość kosztowny. Można przedstawić państwu papiery do przedterminowego wykupu w zamian za pewną finansową karę. W wypadku DOS, TOZ i COI to maksymalnie 1 zł od każdej wykupionej obligacji. Droższe jest wycofanie się z EDO. W tym wypadku trzeba zapłacić do 2 zł od każdego papieru. Sposobem na uniknięcie karnej opłaty jest znalezienie samodzielne chętnego na obligacje, np. wśród rodziny, i zawarcie umowy cywilnoprawnej.

Rolowanie, czyli nagroda za wierność

Zdarza się, że posiadacz obligacji zbliżających się już do wykupu ani myśli rezygnować z tej formy oszczędzania. Może za to otrzymać niewielką premię. Pod warunkiem że zdecyduje się na tzw. rolowanie, czyli zastąpienie starych, wygasających papierów nowymi, aktualnie oferowanymi przez resort finansów. Przykładowo za DOS0815 można było zapłacić pieniędzmi uzyskanymi z wykupu DOS0813 lub COI0813. Cena zamiany jednej obligacji wynosiła 99,90 zł, czyli w tym wypadku premia wyniosła 10 gr. Wszyscy pozostali chętni na te same papiery musieli płacić po nominale, czyli po 100 zł.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.