mBank podwyżkami prowizji zachęca do... płacenia kartą w sklepach

Patrząc na zmieniające się tabele opłat i prowizji mBanku, można w nich ujrzeć niczym w lustrze przyszłość czekającą klientów innych banków. Przynajmniej jeśli chodzi o korzystanie z bankomatów.

Topniejące w oczach dochody z opłaty interchange (w połowie przyszłego roku banki będą mogły pobierać od handlowców nie więcej niż 0,5 proc. od wartości transakcji kartowej) to okoliczność zmieniająca reguły gry w bankowym biznesie. Banki nie będą mogły tolerować dłużej sytuacji, w której klienci wykorzystują karty płatnicze głównie do wypłacania pieniędzy w bankomacie, a na zakupach płacą nimi tylko sporadycznie.

Jak było?

Od listopada klienci mBanku - trzeciego co do wielkości banku w Polsce - którzy używają swoich kart wyłącznie w bankomatach, mogą zapłacić więcej. Do tej pory było tak, że jeśli ktoś nie używał karty w sklepach i miał w mBanku podstawowe eKonto, to płacił 4 zł miesięcznego abonamentu. Ale był wyjątek - jeśli wykupił usługę bezpłatnych bankomatów w całej Polsce (kosztuje to 5 zł miesięcznie), to nawet jeśli nie zapłacił kartą ani razu w sklepie, to i tak był zwolniony z tych 4 zł za posiadanie plastiku. A więc bank oferował kartę debetową i dostęp do wszystkich bankomatów w Polsce łącznie za 5 zł miesięcznie.

Czytaj też: Bankomatowa jatka. Czy mBank wprowadza klientów w błąd? BZ WBK jest wściekły

Teraz trzeba wydać 100 zł

Teraz tak łatwo już nie będzie. Nawet klienci mający wykupioną usługę darmowych bankomatów będą musieli się wykazać symboliczną aktywnością i zapłacić kartą w sklepie co najmniej 100 zł - inaczej konto w mBanku będzie ich kosztowało... aż 9 zł miesięcznie (nie dość, że 5 zł za bankomaty, to jeszcze 4 zł za kartę). Tym samym bank zamyka furtkę do tego, by jakakolwiek grupa klientów mogła się wywinąć od prowizji, jeśli nie płaci kartą w sklepach. Wymogi konieczne, żeby uniknąć płacenia, są symboliczne, ale niewykluczone, że w przyszłości będą przez bank podkręcane.

W drugim - obok eKonta - rachunku osobistym oferowanym przez mBank ta filozofia już działa - wszystkie krajowe bankomaty są w nim za darmo (nie trzeba dopłacać 5 zł miesięcznie), ale nie ma mowy o braku opłat, jeśli nie używa się karty w sklepach. Limit miesięczny transakcji wynosi 200 zł, zaś jeśli się go nie "wykręci", to płaci się 7 zł miesięcznie za ROR i kartę.

Nowe zasady oferowania klientom dostępu do bankomatów sprawiają, że posiadacze podstawowego eKonta powinni zastanowić się nad przeniesieniem się do eKonta z darmowymi bankomatami. Wymogi są co prawda wyższe (200 zł transakcji bezgotówkowych miesięcznie kartą), a kara za ich niewypełnienie surowsza (7 zł, a nie 4 zł za kartę jak w zwykłym eKoncie), ale za to nie trzeba dopłacać do darmowych bankomatów w całej Polsce. A to może być kluczowa sprawa w kontekście innej proponowanej klientom przez mBank od listopada podwyżki: wzrostu prowizji za korzystanie przez klientów z obcych bankomatów. Do tej pory za wyciąganie kasy z obcej "ściany" klienci płacili 5 zł (niezależnie od wysokości wypłaty); teraz będzie to 3 proc. wartości transakcji, nie mniej niż 5 zł oraz nie więcej niż 9 zł. Widać, że mBank nie tylko postanowił trochę utrudnić życie osobom niepłacącym kartami w sklepach, ale też chce więcej zarabiać na tych klientach, którym zdarza się wypłacić pieniądze z bankomatów nienależących do tzw. sieci preferowanej.

Klienci mBanku, a pewnie wkrótce i innych banków, będą musieli się przyzwyczaić, że korzystanie z bankomatów nie jest tym, za co banki będą ich nagradzały. Pewnie pojawią się podwyżki opłat za korzystanie z takich ekstrawagancji jak "wszystkie bankomaty za darmo". Zapewne będą rosły prowizje za wypłacanie pieniędzy z obcej "ściany".

Czytaj też: mBank na gorącym uczynku. Nie zatrzymał błędnych przelewów, żeby zarobić?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.