Spłonęło mu mieszkanie, ale odszkodowania nie będzie. Czyja to wina?

Spłonęło wszystko razem z dachem. Pamiątki, sprzęt, ubrania, meble, dzieła sztuki. A odszkodowanie się nie należy, bo nie było pozwolenia na instalację kominka, który wywołał pożar.

Nasz czytelnik pan Adam od lat kupował polisę mieszkaniową. Ubezpieczyciel terminowo wypłacał odszkodowania, gdy zdarzały się małe kradzieże. Kiedy na dach spadło drzewo (pan Adam mieszka na ostatnim piętrze), całą sprawę mógł załatwić przez telefon - za każdym razem towarzystwo wyceniało szkody na satysfakcjonujące klienta sumy. Wszystko działało znakomicie aż do chwili, kiedy panu Adamowi doszczętnie spłonęło całe mieszkanie.

W grudniu ubiegłego roku ogień zabrał cały dorobek życia pana Adama. Nasz czytelnik ledwo uszedł z życiem.

Spłonęło wszystko razem z dachem. Pamiątki, sprzęt elektroniczny, ubrania, meble, dzieła sztuki.

- Zostałem bez niczego, bez najprostszego ubrania - opowiada nam pan Adam. Oprócz zakupu najpotrzebniejszych rzeczy musiał także zapłacić kilka tysięcy złotych za sprzątanie po wielkim pożarze.

Zwrócił się więc do ubezpieczalni, żeby jeszcze przed dokładną wyceną wypłaciła mu część należnego odszkodowania na bieżące potrzeby. Na infolinii usłyszał, że to niemożliwe. - Zostawiono mnie zupełnie na lodzie - skarży się portalowi Wyborcza.biz.

Odszkodowanie się nie należy

Ubezpieczyciel odszkodowania nie wypłacił. I miał rację, choć policja nie stwierdziła niczyjej winy. Nie wiadomo, co było przyczyną pożaru, ale pewne jest, że błąd nie leży po stronie pana Adama.

Dlaczego? Pan Adam, mimo że miał projekt mieszkania, który uwzględniał kominek zrobiony, dostał pozwolenie na budowę od wydziału architektury, w którym brakowało specjalnego pozwolenia od Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego.

Na tym nie koniec. Instalację kominka powinien przeprowadzić mistrz pożarniczy. Tak się przypuszczalnie nie stało, bo pan Adam nie posiada dokumentów potwierdzających fachową instalację. Nie pamiętał nawet nazwy firmy instalującej kominek.

Mimo to nasz czytelnik idzie z ubezpieczycielem do sądu. - Ubezpieczyciele reklamują, że polisa zapewnia bezpieczny sen. Widać jednak, że za te kilkaset złotych rocznie wcale nie można spać spokojnie. Kiedy stanie się coś naprawdę poważnego, firmy robią, co mogą, żeby nie wypłacić ani złotówki - opowiada nam poszkodowany.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.