W Polsce powstaje nowy bankowy gigant. Co czeka klientów?

Milion klientów BGŻ oraz jego internetowego ramienia BGŻ Optima najprawdopodobniej przejdzie pod skrzydła francuskiego banku BNP Paribas. W czwartek właściciel BGŻ, holenderska grupa Rabobank, przyznała, że podpisała z Francuzami umowę dotyczącą przejęcia BGŻ.

BNP Paribas, jeden z największych banków w Europie, zapłaci za akcje BGŻ okrąglutki miliard euro. Co prawda nie wszystko jeszcze przesądzone, bo zgodę na tę fuzję musi wydać Komisja Nadzoru Finansowego oraz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i Komisja Europejska, ale weto jest mało prawdopodobne. O tym dlaczego - czytaj dziś w blogu "Subiektywnie o finansach".

Nie zmienia to faktu, że na razie Komisja Nadzoru Finansowego o zmianie właściciela BGŻ wypowiada się oschle, by nie powiedzieć ozięble. - Będziemy weryfikować powody, dla których grupa Rabo zdecydowała o zmianie strategii obecności na polskim rynku. Zarówno przy tym, jak i w procesie oceny ewentualnego wniosku BNP Paribas, będą brane pod uwagę wyniki przeglądu jakości aktywów banków ze strefy euro, który w przyszłym roku przeprowadzi Europejski Bank Centralny - powiedział nam Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.

Drożej dla klientów BGŻ?

Co przejście pod skrzydła BNP Paribas może oznaczać dla klientów BGŻ? Niewykluczone, że przynajmniej dla części klientów - podwyżki. Francuzi nie są skłonni, jak BGŻ, sporo dopłacać do klientów. Konto z premią 600 zł, sowity money-back - na takie karesy klienci BGŻ pod nowymi skrzydłami nie będą mogli liczyć. To nie jest bank, który każdemu wszystko daje za darmo.

Owszem, ma konto i kartę za zero (tzw. Pakiet S), ale w zamian daje za darmo tylko własne bankomaty (ma ich tyle, co kot Juliette Binoche napłakał) i nawet za wypłaty z Euronetu każe sobie płacić 5 zł (za pozostałe bankomaty - aż 3 proc. transakcji) i każe sobie płacić po 50 gr za każdy przelew internetowy. Średni pakiet M kosztuje 7,5 zł (razem z opłatą za kartę), ale i tu trzeba płacić za przelewy. Przynajmniej bankomaty Euronetu są za darmo. Prawdziwy luksus - karta, przelewy i wszystkie bankomaty w kraju za darmo - jest dostępny dopiero w pakiecie L, który kosztuje 15 zł miesięcznie.

Więcej o plusach i minusach BNP Paribas piszę dziś w blogu "Subiektywnie o finansach".

Dla zamożnych więcej

O tym, że BNP Paribas dopieszcza przede wszystkim zamożnych klientów, świadczy choćby to, że sponsoruje dość drogi i ekskluzywny sport, czyli tenis. Ostatnio wypuścił nawet kartę kredytową dla miłośników sportu, jedną z najlepszych, jakie widziałem. Jej recenzja - na samick.blox.pl. BNP Paribas ostro licytuje na rynku pożyczek gotówkowych (ma jeden z najtańszych kredytów na rynku, niestety są haczyki!. Jest coraz lepszy w grillowaniu klientów - opisywałem drastyczne przypadki narzucania pracownikom nieetycznych zasad pracy z klientami. Recenzowałem też Mobileo, zaskakujący pomysł BNP Paribas na... ubezpieczenie telefonu komórkowego i innych sprzętów mobilnych.

Wzrośnie konkurencja?

A co ewentualne, ale bardzo prawdopodobne, przejęcie BGŻ przez Francuzów oznacza dla nas wszystkich? To nie najgorsza wiadomość, bo powoduje, że największe banki będą miały kolejnego, mocnego konkurenta, a z drugiej strony nie nastąpi wzmocnienie żadnego z banków "wielkiej czwórki". Im będzie ona mocniejsza, tym mniej konkurencyjny będzie rynek i tym więcej będziemy płacili za usługi bankowe. Największym przegranym wyścigu o BGŻ jest niewątpliwie UniCredit. Bank Pekao stracił kolejną okazję na utrzymanie kontaktu wzrokowego z PKO BP (któremu udało się podpisać umowę na zakup Nordei).

Co nowy potężny gracz na rynku oznacza dla prezesów innych banków? To oczywiste: kłopoty. Poza "wielką czwórką" i piątką banków aspirujących (wśród nich BNP Paribas) będzie już tylko miejsce dla banków niszowych. Najlepsze może zagospodarować - pod warunkiem, że dobrze się wokół tego tematu "zakręci" - Citi Handlowy, który dziś ma ponad 42 mld zł aktywów i już zaczyna profilować się jako najważniejszy bank dla zamożnych klientów. Inne banki będą miały bardzo, bardzo trudno, choć przecież i tam są firmy, które mają ogromne aspiracje.

Co ze swoim jestestwem w Polsce zrobi np. grupa Credit Agricole, tak odważnie walcząca o rynek z Juliette Binoche na pokładzie? A Eurobank, który mając równie potężnego akcjonariusza z Francji - Societe Generale - ostatnio zaimponował wysoką lojalnością klientów? Co z Deutsche Bankiem, który w Europie należy do elity, a w Polsce coraz bardziej odstaje od czołówki? Takich kąsków do przejęć, jak Polbank, Kredyt Bank, BGŻ czy Nordea, jest coraz mniej. W zasadzie dziś na horyzoncie rysuje się tylko Alior Bank, który ma być sprzedany przez grupę Carlo Tassara (do wzięcia będzie dwa miliony klientów i nowoczesny bank Sync). O tym, jak menedżerowie Aliora pływali bez majtek - czytaj na samcik.blox.pl

Kupują drogo

BNP Paribas najpewniej zainkasuje nagrodę za cierpliwość. Francuzi startowali w walce o przejęcie BZ WBK (wygrał Santander), potem zasadzali się na Kredyt Bank (wygrał BZ WBK). Teraz wreszcie się udało. Ale zapłacili słono. 4,2 mld zł (miliard euro) to wysoka cena. PKO BP niedawno zgodził się zapłacić za nieco większy bank Nordea 700 mln euro (i w pakiecie jeszcze dostał przejęcie przez Skandynawów części ryzyka kredytów hipotecznych we frankach). Kredyt Bank (też większy niż BGŻ) trafił do BZ WBK za 3,2 mld zł. Raiffeisen, przejmując od Greków mniejszy od BGŻ bank Polbank, zapłacił tylko 2,5 mld zł (niecałe pół miliarda euro). Podobno BNP Paribas licytował tak wysoko, bo na plecach czuł oddech Santandera. Chęć przejęcia BGŻ komunikował też otwarcie prezes włoskiej grupy UniCredit, ale widać został przelicytowany.

Dla Rabobanku miliard euro to całkiem przyzwoite pieniądze, bo jego roczny zysk w ostatnich latach oscylował wokół 2-3 mld euro (w pierwszym półroczu 2013 r. miał 1,3 mld euro zysków). KNF, który musi wydać zgodę na transakcję, łatwiej przełknie jako inwestora BNP Paribas niż Santandera (Hiszpanie kupili już BZ WBK i Kredyt Bank), czy UniCredit, bo w przypadku Francuzów mniejsze jest ryzyko nadmiernej konsolidacji sektora bankowego.

Powstanie gigant

Jeśli transakcja się uda, na polskim rynku powstanie nowy bankowy gigant. Po przejęciu BGŻ, który jest 11. bankiem w Polsce pod względem wielkości (36 mld zł aktywów), francuski BNP Paribas wchodzi nagle do pierwszej ligi. Sam do tej pory był bankiem drugorzędnym, z aktywami 20 mld zł nie miał szans na rywalizowanie o poważne udziały w rynku. Obsługuje raptem pół miliona klientów, choć jego obecność jeśli chodzi o wydatki na reklamę i budowanie sieci placówek (230 oddziałów) od dawna sugerowały, że Francuzi nie mają zamiaru bez końca być liliputem.

I nie będą. Z tej fuzji może powstać bank obsługujący półtora miliona klientów, mający 56 mld zł aktywów. To nie wystarczy, by "załapać się" do "wielkiej czwórki" - PKO BP (200 mld zł aktywów, a wkrótce dorzuci jeszcze 30 mld zł po przejęciu Nordei, o którym przeczytasz na www.samcik.blox.pl, Bank Pekao (150 mld zł), mBank i BZ WBK (ponad 100 mld zł) wciąż pozostają poza zasięgiem.

Ale za to BNP Paribas nieoczekiwanie wejdzie do bezpośredniego zaplecza tych gigantów - co prawda wciąż będzie ustępował potencjałowi, jaki ma ING Bank Śląski (70 mld zł aktywów), ale prawie zrówna się z Austriakami z Raiffeisen Banku (który zawczasu wzmocnił się, przejmując Polbank), grupą Getin Noble, zarządzaną przez Leszka Czarneckiego oraz z Bankiem Millennium (tu rządzi portugalskie BCP Millennium). I wygląda na to, że między tymi pięcioma bankami rozegra się śmiertelny bój, bo im trudniejszy będzie rynek kredytów, im niższe marże na depozytach, im większy finansowy potencjał "wielkiej czwórki" (już dziś łącznie zgarnia ona połowę rynku), tym mniej miejsca pozostanie dla tych pięciu dużych graczy, z których każdy będzie chciał być numerem 5. w Polsce.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.