
123RF
Przed dylematem: kupno mieszkania czy domu, stanęło we wrześniu 2018 roku świeżo upieczone małżeństwo 25-latków – Karolina i Maciej z podkarpackiego Krosna. Tuż po ślubie zdecydowali, że czas skończyć z wynajmem i pójść na swoje. Rozpoczęli więc poszukiwanie własnego lokum. I tu rozczarowanie. – Jak usiedliśmy i zaczęliśmy przeglądać nieruchomości w internecie, byliśmy w szoku. Metr kwadratowy mieszkania kosztuje w Krośnie średnio 4 tys. zł. – opowiada Karolina.
Planują powiększyć rodzinę, interesowały ich więc mieszkania minimum 60-metrowe, a za takie na rynku wtórnym trzeba dać w Krośnie 240 tys. zł. – Zwątpiliśmy. I zaczęliśmy przeglądać ceny domów. Co ciekawe, te na rynku wtórnym, w zależności od stanu, kosztowały od 200 do 300 tys. zł. I wtedy stwierdziliśmy, że kupno mieszkania nie ma sensu – mówi Maciej.
Skrupulatna analiza
Małżeństwo zaczęło analizować. Na mieszkanie z rynku wtórnego musieliby przeznaczyć ok. 240 tys. zł. Jak się zorientowali, koszt utrzymania mieszkania wyniósłby około 6,6 tys. zł rocznie. – Czynsz takiego mieszkania wynosi 400 zł – w tym jest już opłata za ogrzewanie, sprzątanie klatki schodowej, odbiór śmieci, fundusz remontowy, ale dodatkowo trzeba zapłacić około 150 zł za wodę i ścieki – mówi Karolina.
Wypróbuj cyfrową Wyborczą
Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych, lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej
Domy pod miastem są też w miejscowościach z kanalizacją, niezłymi podstawówkami, przedszkolami, z dojazdem koleją do centrum w 40- 50 minut. Drogi i chodniki lepsze niż w Warszawie co wyraźnie widać na granicy miasta - mieszkam w Józefowie 500 m od granicy warszawy , po ogrodzie biegają wiewiórki a do podstawówki mam 300 metrów, podobnie do przychodni. Kupiłem działkę i wybudowalem dom w cenie 3 pokojowego mieszkania w centrum. Musiałbym ogłupieć żeby kupić zamiast tego mieszkanie.
Centrum Józefowa tak drogie ?
Jest jeszcze jedna opcja. Domek w centrum miasta. Zdarza się i takie szczęście :D (zupełnie niezasłużenie odziedziczyłam).
Znaczy niefortunnie się wyraziłam - nie spodziewałam się po prostu, że bezdzietna ciocia mi zapisze.
Sam kupiłem domek 2 km od centrum małego miasta. Koszt 100m2 domu w stanie deweloperskim z działką kosztował tyle co mieszkanie 30m2 mniejsze. Mieszkałem w mieszkaniu prawie cale życie i okazuje się ze mniej więcej koszt m2 użytkowania mieszkania razem z całą obsługą to tyle samo co koszt m2 użytkowania domu, ale pod domem musze sam posprzątać, sam odświeżyć i sam wystawić kosze na śmieci. Do tego koszty dojazdów podskoczyły mi dwukrotnie. Dzieci do szkoły, dzieci na basen, balet itd. Rano w sobotę nie wyskoczę w dresach po bulki.
No i ten ogródek. Ile bym kasy nie włożył i tak będzie mało. Do tego koszenie trawy.
Tak że jak ktoś myśli że domek jest tańszy to sie grubo myli. Jest droższy i mniej wygodny.Jakbym mógł wybrać jeszcze raz kupil bym moeszkanie
W artykule nie licza też wszystkich kosztów domu. Jeśli policzyli fundusz remontowy to też powinni wziąć pod uwagę wszystkie naprawy w domu, które w dodatku trzeba samemu załatwiać.
Moim zdaniem moda na piękne zielone trawniki w naszym klimacie jest bardzo nieekologiczna. Wymaga koszenia, co oznacza marnowanie prądu (i czasu), a przede wszystkim podlewania, co oznacza marnowanie ogromnych ilości wody. Jeśli już ogród, to warto pomyśleć o tzw. ogrodzie ekologicznym - w którym są rośliny dostosowane do naszego klimatu, i w którym nie trzeba ciągle walczyć, żeby trawa nie wysychała etc.
Drobna uwaga - trawnik też może być w wersji eko. Jeśli ktoś nie ma hektarów trawnika, spokojnie skosi to ręczną kosiarką bębnową. Zamiast siać wymyślne mieszanki i tępić chwasty, można dać pole do popisu naturze i pozwolić wysiewać się lokalnym chwastom, nie kosić na krótko, prawie nie podlewać. Pewnie trudno w to uwierzyć :) ale jeśli starczy nam cierpliwości, nasz "trawnik" zasiedlą lokalne rośliny, odporne i nie wymagające szczególnego podlewania, w tym - przy niskim koszeniu - głównie trwa, bo to ona najlepiej to niskie koszenie znosi.
Orne pole przy domu po lekkim wyrównaniu kosiliśmy regularnie, rozrzuciliśmy wiosną trochę bylejakiej mieszanki nasion traw z marketu. Żyje własnym życiem, większośc roślin to trawa, sporo koniczyny, reszta to :chwasty". Nie podlewamy, jedynie kosimy. Nawozu tylko tyle, ile wyprodukują wypasane tam przez dzieciaki króliki (pięknie równo koszą! wystarczy przesuwać ich wybieg raz na jakiś czas, niby domowy zwierzak ale jednocześnie idealna maszyna utrzymywania trawnika).
Zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie może wydać się wielu osobom ekstremalne. Pokazuje jednak, że trawnik nie musi wiązać się ze zużywaniem prądu i wody, sztucznymi nawozami, chemicznym truciem niepożądanych lokalnych roślin.
Natomiast trawiasta monokultura mega obciąża środowisko i właściciela, bo o jej istnienie trzeba z przyrodą nieustannie walczyć.
Mieszkanie/Dom pod miastem jest dla ludzi skrajnych
albo dla takich co dostosowują się do otoczenia i pracują 7.00-15.30
albo dla takich co dostosowują otoczenie do siebie i nie dojeżdżają codziennie do pracy
Po 20 latach musisz władować w dom niebotyczne kwoty w remont, bo wszystko się zacznie sypać. Dodatkowo w takim Krakowie to licz z półtorej godziny dojazdu. Niestety nie ma nic za darmo.
"I przede wszystkim mam spokój - a wiemy jacy mogą być Polacy"
W domku? To chyba jak na dwuhektarowej działce się pobudujesz, w samym jej środeczku. Bo jak nie, to grill za płotem, impreza za drugim płotem, warsztat samochodowy za trzecim i obok jeszcze jakaś mini-hurtownia co rusz obsługiwana przez TIR-y.
Fakt, dom na dużej działce o niebo fajniejszy, niż w stłoczonej "willówce". :)