Bracia Rafał i Jakub Lachowscy miesiącami majsterkowali u dziadka w garażu i zbudowali lampę ledową do naświetlania roślin. Nie przypadkiem - wcześniej sąsiad z pobliskiej miejscowości narzekał na duże rachunki za prąd na naświetlanie w szklarni. To była połowa zeszłej dekady - technologie pozwalające na oszczędności nie były w tej branży oczywistością.
Lachowscy wymyślili, jak koszty zmniejszyć, i tak powstała pierwsza lampa. Była paskudna, wyglądała jak szyna kolejowa z przytwierdzonymi diodami. Chłopaki i tak wysłali ją na testy do Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin - Państwowego Instytutu Badawczego w Strzelcach, który prowadził badania nad lampami wykorzystywanymi w rolnictwie. Okazało się, że ich lampa zużywa najmniej energii.
Tak powstała firma Plantalux. Przedsiębiorcy dostali finansowanie na rozwój projektu z programu "Rozwój start-upów w Polsce Wschodniej" i rozpędzili biznes. Znaleźli też inwestora.
- Mało kto w branży oświetleń w tamtym czasie zajmował się szklarniami. To nisza. My też byśmy się tym nie zajęli, jakby nie tamta rozmowa z sąsiadem - mówi Rafał Lachowski.
Firma działa od 2016 roku, a w ciągu ostatnich dwóch lat sprzedaż wzrosła o 240 proc. Oferuje lampy LED o różnym i zmiennym świetle, które wspomaga proces fotosyntezy, a także własny, inteligentny system monitorowania, który umożliwia zarządzanie ilością światła emitowanego na każdą roślinę.
W ten sposób lampy pomagają w kontroli wzrostu rośliny. Niektóre potrzebują 12 godzin naświetlania, o odpowiednim spektrum światła, by kwitły, a czasem warunki naturalne tego nie gwarantują. - W naturze mielibyśmy tylko jeden zbiór konopi rocznie, a dzięki lampom można je mieć przez cały rok - mówią. Jak dodają, w szklarniowych uprawach chodzi nie tylko o słońce, bo można też recyklingować wodę.
Ale głównym celem firmy jest dostarczanie narzędzi pozwalających na tańszą produkcję żywności przy zachowaniu smaku i jakości. Produkuje 150 lamp dziennie. - Musimy odcinać produkcję żywności od atmosfery, żeby zapewnić stałość dostaw. Nie możemy opierać się na szczęściu. Dzięki lampom to my decydujemy, jaka jest pora roku - mówią.
Jak takie podejście komunikować dziadkowi, tradycyjnemu rolnikowi z Lubelszczyzny?
- Trudno to wytłumaczyć rodzinie, ale wszyscy się przyzwyczaili. Na rodzinnym obiedzie nikt nie wstaje od stołu, bo słyszy, że chcemy decydować za naturę - mówią.
Przedsiębiorcom pomagają specjaliści i naukowcy, zbudowali też własny dział rozwoju i badań. Ale przede wszystkim sprzyja im koniunktura: ekologiczne trendy i chęć oszczędzania energii, wzrost świadomości i edukacji, a także problemy rolników związane z warunkami pogodowymi.
Lachowscy prawie wszystkie lampy eksportują, w Polsce sprzedają ich tylko 10 proc. Jednym z dużych klientów jest firma z Izraela, która hoduje konopie i produkuje marihuanę medyczną.
Rafał i Jakub Lachowscy są finalistami konkursu EY Przedsiębiorca Roku w kategorii nowy biznes.
W konkursie EY Przedsiębiorca Roku już po raz 19. zostaną wyróżnieni najlepsi polscy przedsiębiorcy i przedsiębiorczynie. Polska edycja jest częścią międzynarodowego programu EY Entrepreneur Of The Year, który funkcjonuje obecnie w blisko 60 państwach.
W konkursie są trzy kategorie: produkcja i usługi, nowe technologie/innowacyjność oraz nowy biznes. Zwycięzca jednej z kategorii otrzyma tytuł Przedsiębiorcy Roku.
Partnerami 19. edycji konkursu EY Przedsiębiorca Roku są: PKO Bank Polski, Polski Fundusz Rozwoju, Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie, Wyborcza.biz, "Puls Biznesu", Money.pl, TVN 24 BiS.
Wszystkie komentarze
No nie wiem.
Pachnie profanacją.
Tylko Prezes może decydować o takich rzeczach
No, ba! Dziwisz się?
miau
W kategorii wróżbiarskiej "biznes"... (whatever it means in pinglisz).
Prognoza dla Polski wskazuje tymczasem wilczy głód popytu na spółkę "Mesjasz Herbu Koń Biały".
Taką z przepisu od "Żywota Brajana" spółki Monthy Pyton (z Dżesiką niepoczętą parytetem jeszcze).
Potrzebna licencja na sztuczną inteligencję i grant wdrożeniowy z Brukselki, widać.
Tak się zastanawiam co jest podstawą i źródłem finansowania tego biznesu.
No właśnie. Bo ci nasi produkują 150 lamp dziennie a na "pewnym chińskim portalu" można takich lamp kupić tysiące i to po bardzo przystępnych cenach. Radzi byśmy więc wiedzieć na czym polega różnica i dlaczego potencjalny nabywca miałby kupić "nasze" lampy a nie chińskie.
Przegięty ponad przyzwoitość sarkazm.