Pandemia zmieniła nasze priorytety. Brzmi jak frazes, ale świetnym przykładem zmiany w podejściu do życia jest niemal masowe zajęcie się przez Polaków pszczelarstwem. W krajach rozwiniętych nowych pasiek i pszczelarzy też wprawdzie przybywa, ale powoli. U nas tylko w ostatnim roku pojawiło się 7 tys. nowych pasjonatów pszczół i miodu.
- Zmniejsza się liczba rodzin pszczelich przypadających na pszczelarza. Przybywa nam pasjonatów po prostu mających po kilka uli. To bardzo dobry trend, bo dzięki niemu równomiernie napszczelamy Polskę - mówi Wyborcza.biz Tomasz Łysoń.
Jego firma produkuje wszelkiego rodzaju urządzenia i akcesoria dla pszczelarzy: od strojów, przez ule, miodarki, na biżuterii pszczelej skończywszy. Na renesansie w branży korzysta, ale sam - edukacją, szkoleniami, prelekcjami i webinariami - ten pszczeli trend wspiera. Najnowsze dane wskazują, że w 2021 roku mieliśmy już 82 tys. pszczelarzy, rok wcześniej było ich 75 tys. Liczba rodzin pszczelich? Dekadę temu było ich 1,1 mln. Teraz to już nawet 1,75 mln.
Pszczelarstwo jest jednak coraz bardziej kraftowe. Nowi pszczelarze mają po kilka-kilkanaście uli, bawią się w nie, traktują jako hobby i dobrą rozrywkę. Do fenomenu Czech, gdzie w trzy razy mniej licznym kraju pszczelarzy jest aż 60 tys., jeszcze nam brakuje, ale według Tomasza Łysonia i tak zapanowała u nas moda na produkcję miodu.
- Ona niejako wiąże się z trendem dbania o planetę. Pszczół na co dzień nie zauważamy, choć mają one kluczowe znaczenie dla naszego ekosystemu. Pszczoła miodna zapyla 80 proc. roślin. W ramach bycia eko część zaczęła po prostu hodować pszczoły - mówi Tomasz Łysoń.
Z jego danych wynika, że rośnie nam nowe pokolenie pszczelarzy. To osoby najczęściej w przedziale wieku 30-40 lat, te, które w pandemii nie miały co ze sobą zrobić, nie mogły lub bały się wyjeżdżać za granicę, a wolny czas postanowiły poświęcić nowej pasji. Moda przyszła w bardzo dobrym momencie, bo młodzi powoli wypierać będą starzejących się pszczelarzy. Dziś średnia wieku przekracza tu 60 lat.
- Nowy pszczelarski narybek to osoby dużo młodsze. Widzimy u siebie, że to często wnukowie przyjeżdżają do nas z dziadkami. Jedno pokolenie zostało więc przeskoczone - dodaje.
Podobnie wygląda historia jego firmy. Wprawdzie jego tata też był pszczelarzem, ale Tomasz Łysoń przyznaje, że pasję do miododajnych owadów zaszczepił w nim dziadek. Dziś jego firma Przedsiębiorstwo Pszczelarskie Tomasz Łysoń to jeden z największych producentów akcesoriów związanych z pszczołami na świecie. Aż 70 proc. sprzętu produkowanego w Kleczy Dolnej pod Wadowicami idzie na eksport. I to aż do 70 krajów.
Początki firmy sięgają 1951 roku, gdy Marian Łysoń (dziadek Tomasza) konstruował własne urządzenia do prac w pasiece. Oficjalnie firma jednak zaczęła działać w 1995 roku. Dziś zatrudnia ponad 300 osób.
W konkursie EY Przedsiębiorca Roku już po raz 19. zostaną wyróżnieni najlepsi polscy przedsiębiorcy i przedsiębiorczynie. Polska edycja jest częścią międzynarodowego programu EY Entrepreneur Of The Year, który funkcjonuje obecnie w blisko 60 państwach.
W konkursie są trzy kategorie: produkcja i usługi, nowe technologie/innowacyjność oraz nowy biznes. Zwycięzca jednej z kategorii otrzyma tytuł Przedsiębiorcy Roku.
Partnerami 19. edycji konkursu EY Przedsiębiorca Roku są: PKO Bank Polski, Polski Fundusz Rozwoju, Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie, Wyborcza.biz, "Puls Biznesu", Money.pl, TVN 24 BiS.
Wszystkie komentarze
Brawo!
trzeba zrobić papiery ale sprawa jest chyba rozwojowa, człowiek z ubera mi coś tłumaczył bo się w to bawi i robi jakieś papiery wlasnie
Tak, też widziałem ten jeden artykuł na ten temat który się jakiś czas temu ukazał w Wyborczej. A masz coś bardziej konkretnego na ten temat, jako prawdziwy ekolog? Chętnie się zapoznam z jakimiś wiarygodnymi materiałami na ten temat. Patrząc na to jak wyglądają ogrody wokoło (wykarczowana naturalna roślinność, wszystko obsadzone tujami, trawnik, nawóz, kosiarka, hektolitry wody 7 dni w tygodniu) boję się trochę, że jak moje stado pszczół niczym krowy wyskoczy z ula, to może dojść do jakiejś katastrofy ekologicznej. A póki co - te kilka tysięcy uli więcej w Polsce co najwyżej przełoży się na lepszą wydajność pól rzepaku albo może jak trafi się ktoś kto jeszcze ma jakieś drzewa owocowe w ogrodzie, to może będzie miał trochę więcej jabłek czy śliwek. Myślę, że w Polsce jest dużo więcej ludzkich szkodników niż pszczelarze hobbyści.
Wyskoczą z ula i nie daj boże zapylą jakąś tuję :)
Tuje to ch... ;)
Sprzedawcy nasion twierdzą, że hybrydowe ("nowoczesne") odmiany rzepaku już nie potrzebują zapylaczy. No ale to tylko ich twierdzenia.