W popularnym w internecie filmiku pokazującym biurko z lat 80. i współczesne widać, jak wszystkie narzędzia po kolei trafiają do komputera lub smartfona. Znikają więc zeszyty, długopisy, karteczki post-it, odchodzi korespondencja listowna, znikają książki i cała masa innych rzeczy, które "zmieści" przecież jedno urządzenie.
Maciej Góralski idzie jednak pod prąd i na biurku obok komputera zostawia jeszcze jedną rzecz - słownik. Nie tylko angielsko-polski. To słownik tłumaczący na kilkadziesiąt języków. I nie jest w formie książki, to elektroniczny tłumacz - translator Vasco, produkt oferowany przez firmę Góralskiego.
- Czemu nie włożyłem tego w telefon? Z tego samego powodu, dlaczego nie ma tam latarki czołówki. Nawet jak tam jest w smartfonie jakaś latarka, to ona nie posłuży nam ani długo, ani w wygodny sposób - tak tłumaczy ideę powstania przenośnego tłumacza założyciel Vasco Electronics.
Podaje też inne powody: chcesz coś przetłumaczyć, będąc poza Unią Europejską, to za internet zapłacić możesz kosmiczne pieniądze. Jego tłumacz dostęp do internetu ma darmowy wszędzie. Służby publiczne, np. policja, nie mogą powiedzieć: drogi funkcjonariuszu, jak napotkasz obcokrajowca, to rozmawiaj z nim za pośrednictwem swojego telefonu. Lepiej dać im więc urządzenie.
Sam Góralski swoim tłumaczem odpowiada na potrzeby dwóch swoich pasji: pierwsza to podróże. Gdy rozmawiamy pod koniec listopada zeszłego roku, właśnie wrócił z Jordanii. Po angielsku trudno się tam porozumieć, więc dzięki translatorowi w każdej sytuacji mógł przetłumaczyć czy to menu, czy gazetę, czy rozmowę w sklepie z arabskiego na polski.
Druga z jego pasji to ratownictwo medyczne. Na szpitalnym oddziale ratunkowym czy w karetce komunikacja z pacjentem jest kluczowa. A czasu na łączenie się z tłumaczem po prostu nie ma. Tak w głowie Góralskiego zakwitł więc pomysł na translator, który pomoże w każdym miejscu.
Czytaj też: Znamy finalistów Przedsiębiorcy Roku EY. W tym roku szczególna edycja. Dlaczego?
- Mikrofony w smartfonach są uniwersalne, mają dobrze zebrać dźwięk tego, co jest w otoczeniu. My korzystamy ze specjalistycznych mikrofonów, których zadaniem jest skupienie się na tym, co jest najbliżej urządzenia. Dzięki temu program łatwiej i lepiej tłumaczy - wyjaśnia Maciej Góralski.
Trzecia rzecz to kwestia właśnie jakości tłumaczenia. Założyciel nie chce dokładnie zdradzać oprogramowania i jego mechanizmu, ale przyznaje, że składa się ono z wielu innych tłumaczy, tzn. i googlowskiego translatora, i wielu podobnych. A z każdego czerpie nieco inną wiedzę.
Dzięki temu urządzenie jest w stanie tłumaczyć na kilkadziesiąt języków, w tym dla nas tak egzotyczne, jak arabski, chiński czy koreański. A są i jeszcze mniej rozpowszechnione. Na przykład z Vasco V4 porozumieć można się w Kambodży po khmersku, na Madagaskarze po malgasku czy w Nigerii w języku noruba. W sumie Góralski szacuje, że dzięki jego urządzeniom dogadać się może ponad 90 proc. populacji świata. Vasco nie tylko przetłumaczy mowę, ale też tekst, ulotkę czy billboard.
Kto korzysta z urządzeń? Na przykład w trakcie piłkarskich mistrzostw świata w Katarze translatory z Polski trafiły do tamtejszych punktów informacyjnych, by w każdej chwili można było się porozumieć z osobą z praktycznie dowolnego kraju świata. Translatory kupują też wojsko, policja, służba więzienna czy służby ratownicze w wielu krajach. Roczne przychody spółki w 2021 roku sięgnęły ponad 50 mln zł. Kupcy pochodzą głównie z Europy, ale Góralski próbuje się przebić i na innych kontynentach.
- Walczymy o duży rynek, jakim jest Japonia. Tu mamy silnego lokalnego konkurenta, który próbuje wejść do Europy. Drugie miejsce to Stany Zjednoczone. Tam sprzedaż jest olbrzymia przez Amazon, ale w dużej mierze to słabej jakości sprzęt z Chin - wyjaśnia Góralski.
Bo choć do Vasco idą hurtowe zamówienia od instytucji, to nadal podstawowy biznes to sprzedaż do klienta indywidualnego i biznesowego. Pierwszy zabiera tłumacza na wyjazdy turystyczne, choć Góralski zaraz dodaje, że z jego danych wynika, że nie jest to urządzenie tylko "na wakacje". W tym okresie liczba użytkowników oczywiście rośnie, ale tylko o 30-40 proc. Popularny jest też wśród... kierowców tirów. Ci przemierzają wiele krajów, a poliglotą jest tam mało kto.
Czytaj też: Planujesz kupno pompy ciepła? Tego sprzedawca ci nie powie
Dużą liczbę użytkowników stanowią też biznesmeni, którzy korzystają z translatora czy to na targach zagranicznych, czy nawet w negocjacjach handlowych. Vasco umożliwia też tłumaczenie np. konferencji, a każde tłumaczenie użytkownik może w formie spisanego tekstu wysłać sobie na maila.
- Dziś jakość tłumaczenia, szczególnie w popularnych językach, jest już bardzo dobra, ale z różnych powodów to nie jest perfekcja. Na pewno to nie jest etap: "Kali jeść, Kali mieć" - wyjaśnia Góralski.
Zdradza też jeszcze jedną biznesową niszę dla swojego produktu. To politycy. Tłumacza za darmo wysłano m.in. do kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. Góralski żartuje, że jest jednak nieco zawiedziony, bo nikt mu nie podziękował, a prezydent nie zrecenzował urządzenia. Wiadomo jedno – nikt z kancelarii translatora nie odesłał.
Kilka lat temu firma reklamowała się też tak: "Jak poradzić sobie, kiedy właśnie dostaliśmy nową, prestiżową pracę (np. w Brukseli ;)), a czujemy, że bariera językowa sprawia nam dyskomfort?". Jak mówią spece od marketingu, była to kampania targetowana na wąskie grono odbiorców. W tym wypadku "europarlamentarzystów".
No, ale skoro Joachim Brudziński był w stanie stwierdzić, że "jego angielski jest mocny jak demokracja w Korei Północnej", to widać rynek na tłumacze Vasco jest jeszcze perspektywiczny.
Wszystkie komentarze
Właśnie, dobrzy tłumacze zawsze będą w cenie, a AI od dawna uczy się głównie na własnych tekstach, co najwyżej poprawianych przez człowieka. Do niezobowiązującej konwersacji albo prostej dokumentacji wystarczy, ale redaktor będzie miał pełne ręce roboty, tak jak już teraz ma mnóstwo roboty z przekładami zawodowych tłumaczy.
"- Dziś jakość tłumaczenia, szczególnie w popularnych językach, jest już bardzo dobra, ale z różnych powodów to nie jest perfekcja. Na pewno to nie jest etap: "Kali jeść, Kali mieć" - wyjaśnia Góralski".
Choćby ta wypowiedź twórcy narzędzia. Wszystko gra, prawda? Nie, nie gra, kalka "is perfection" aż kłuje w oczy, to nie jest po polsku. Efekt nadmiaru pracy nad AI?
"Tłumacze ich nienawidzą". Zwrot jak z najgorszego typu klickbajtowego szmatławca. Gazeto, proszę szanuj czytelników.
Tłumacze nienawidzą tego urządzenia, natomiast Polacy zakochali się w tym urządzeniu. Zaś w Internecie wrze.
:)
A ta czy inna "POSTAWIŁA na żakiet oversize ze spodniami SLIM FIT w ciekawy PRINT, co dało odważny OUTFIT, tym bardziej, że RZECZONY print był w KULTOWE słoniątka, tak więc ZMIAŻDŻYŁA konkurencję".
Nieźle mi to idzie, więc chyba złożę aplikację do gazeta.pl.
Autor artykułu tak nie myśli. To tylko idiotyczny tytuł mający przykuć uwagę i zachęcić do kliknięcia. Niestety.
To ja przerywam milczenie i idziemy na rekord!
Urządzenie nie łączy się z serwerami.
"To ja przerywam milczenie i idziemy na rekord!"
Szok!
" Jego tłumacz dostęp do internetu ma darmowy wszędzie. "
"Założyciel nie chce dokładnie zdradzać oprogramowania i jego mechanizmu, ale przyznaje, że składa się ono z wielu innych tłumaczy, tzn. i googlowskiego translatora, i wielu podobnych. "
Chyba jednak tak. Nie ma siły (pomijając ewentualny koszt licencji), żeby do jednego urządzenia tego typu włożyć setki ogromnych modeli językowych i pracować offline.
Zamiast przerywać milczenie powinieneś zabrać głos.
Istotne tłumaczenie tak. Ale duperelne już niekoniecznie. A na tych też się zarabiało. A teraz zarabia DeepL.
Ze sztuczną inteligencją dopiero zmierzą się tłumacze i stawiam dużo, że zawód ten stanie się niezwykle elitarny i bardziej ... kulturoznawczy niż praktyczny. Ww urządzenie nie ma nic wspólnego z AI.
Duda też się "dogaduje" po angielsku, osobliwie z ruskimi pranksterami. I co?
Ten tytuł jest tak debilny, jak ludzie, którzy myślą, że tłumaczenie, to przekładanie słówek.
Niestety tak jest, "tłumaczyć każdy może". A potem wystarczy pooglądać filmy z napisami na Neflixie - masakra.
Brudny język pojawia się nawet w takich artykułach.
---
Naprawdę język, i to znajomość biegła, nie jest wymagany w przypadku prestiżowej pracy? Co to za bzdury...
Tak i podali przykład europarlamentarzystów, którzy się dostali z "jedynki". Ku..., ten tekst jest tak debilny, że obraża wszystkich dookoła, nie tylko tłumaczy ale każdego czytelnika.
Moja mówić twoja rozumieć.
az sie wierzyc nie chce, ze dziennikarz wpuszcza takie brednie.
1850zł
Nie jest to tania rzecz, tutaj w Niemczech kosztuje 389?.
Przez internet szukaj po Vasco, ok. 1400 zł
Jest tańsza wersja. Niecałe 1400 zł.
nudny jestes z tymi pieluchomajtkami, masz sam kompleksy?