Poznali się na studiach w Niemczech. Na pytanie, jak tam trafili, od razu odpowiadają: Nikt nam ich nie zasponsorował, sami na nie zarobiliśmy, pracując fizycznie w wakacje.
Nauczyli się tam m.in., że w biznesie nie można kierować się emocjami, ale czystą kalkulacją.
Kamila i Artur Błażejewscy po powrocie do Polski założyli Cosmo Group, dziś międzynarodową firmę z sektora beauty, obecną w ponad 40 krajach na świecie, lidera sprzedaży w kategorii lakierów hybrydowych (marka NeoNail).
Artur Błażejewski: Porządek, organizacja i planowanie pracy. W 1999 roku Monachium w porównaniu z polskimi miastami wyglądało, a przede wszystkimi funkcjonowało, wręcz kosmicznie.
Infrastruktura miejska? Autobusem można dojechać wszędzie. Z domu pod samo biuro.
Metro, którego sieć pokrywa całe miasto, a w godzinach szczytu odjeżdża i przyjeżdża co 30 sekund. Dwie przesiadki i jesteś na miejscu. Dla nas to był szok. Proszę pamiętać, jak w tamtym czasie prezentowały się polskie miasta oraz jaką mieliśmy komunikację, infrastrukturę miejską. Nie byliśmy sobie w stanie wyobrazić, że miasto może tak dobrze funkcjonować.
Kamila Błażejewska: Spędziliśmy w Niemczech blisko siedem lat. Mieszkaliśmy tam, studiowaliśmy i zbieraliśmy pierwsze doświadczenia zawodowe. Wcześniej nie mieliśmy kontaktu z takim uporządkowaniem, ustrukturyzowaniem, organizacją. Prawdy, że doświadczenia uczą, nie trzeba nikomu tłumaczyć.
Artur Błażejewski: Nieco ponad 20 lat temu kontrast pomiędzy polskimi a niemieckimi drogami wynikał nie tylko z jakości samej nawierzchni, ale również przejrzystości oznakowania. Różnica była taka, że w Polsce o zjeździe często informowała mała, przekrzywiona tabliczka. Z kolei w Niemczech mieliśmy i mamy dwie lub trzy duże tablice: tutaj musisz zjechać. Efektem tego stanu rzeczy był większy komfort jazdy i bezpieczeństwo.
Oczywiście teraz to się zmieniło, różnice między krajami nieco się zatarły. Natomiast niemiecki Ordnung trochę nas ukształtował. Przenieśliśmy go do prowadzenia naszej firmy.
W krajach Europy Środkowo-Wschodniej panuje ciągle takie podejście, by nie za długo planować i od razu przejść do działania.
Artur Błażejewski: W pewnym sensie tak.
W Europie Zachodniej mają nieco inny tok myślenia i działania. Najpierw przez długie tygodnie/miesiące zastanawiają się, rozpatrują wszelkie możliwe scenariusze, jakie mogą się wydarzyć, a dopiero później przystępują do realizacji planu.
Dzięki temu samo wdrożenie odbywa się sprawnie i trwa krótko. Natomiast u nas jest krótkie planowanie, walidacja, po czym w czasie realizacji często się coś wysypuje. Przez co całość procesu trwa dłużej, niż zamierzano.
Trochę z tym musimy walczyć w Polsce i uczyć ludzi pewnego uporządkowania. Udowadniać i pokazywać, że rzeczywiście ma to pozytywny wpływ na naszą pracę, ale też relacje i work-life balance.
Powiem dość kolokwialnie, ale ciśniemy do końca i nie odpuszczamy. Jeżeli rzeczywiście mamy wyznaczony cel, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, idealnie przeanalizowane i zaplanowane.
Artur Błażejewski: Pamiętam, jakby to było wczoraj. Piątek, zapada decyzja o zamknięciu galerii handlowych. Dla nas to był koniec świata. W punktach sprzedaży zlokalizowanych w galeriach mieliśmy zatrudnionych 500 osób, połowę naszej firmy. Nie było sprzedaży, bo sklepy zamknięte, a my musimy je utrzymać. Drugie 500 osób w magazynach i biurach też nie miało co robić, bo nie było gdzie sprzedawać. W ciągu 48 godzin, w czasie wyśrubowanych obostrzeń pandemicznych, wszystko przestawiliśmy na e-commerce. Każdy pracownik w firmie pomagał w sprzedaży przez internet.
Ludzie z IT, księgowości, marketingu i z całego biura realizowali w ciągu trzech-czterech godzin swoje działania bieżące, po czym schodzili do magazynu pakować paczki. My też to robiliśmy, nie było wyjątków. Po dwóch-trzech dniach w celu utrzymania morale w firmie przeniosłem się z pakowania paczek na produkcję. Pracowałem przy etykietowaniu produktów. Trzeba pamiętać, że ludzie w początkowej fazie pandemii bali się przychodzić do pracy. Wtedy jeszcze nie było szczepionek, nie wiedzieliśmy, jak działa wirus oraz jak się przed nim skutecznie chronić.
Przyjęliśmy zasadę: żadnych redukcji, obniżek pensji, postojowego. Ostatecznie w czasie pandemii obroty spółki wzrosły. I to o 20 proc.
Artur Błażejewski: - Tak, tylko pod warunkiem, że w firmie na dziesięć rzeczy dziewięć mamy uporządkowanych. Wtedy nawet jeśli musimy podjąć jakąś trudną decyzję, biznes pozostaje niezachwiany. Bo wiemy, że mamy mocne filary, na których możemy się opierać nawet w trudnych sytuacjach.
Natomiast jeśli wiele rzeczy w firmie jest nieuporządkowanych i nagle mamy taką sytuację jak COVID, prowadzi to do jeszcze większego chaosu. To tak jakby wejść w ostry zakręt sprawnym, serwisowanym autem na przygotowanej powierzchni versus nieprzygotowana powierzchnia i stare, nieserwisowane auto na łysych oponach. Wtedy gwałtowny skręt może się bardzo źle skończyć.
Artur Błażejewski: Cały czas powstają nowe firmy w naszej branży. Zakładają je zazwyczaj młode osoby. Obecnie na pewno jest dużo trudniej urosnąć na tym rynku niż 15 lat temu. Ale wydaje nam się, że jeżeli ktoś ma wizję, pasję, nie poddaje się, jest w stanie w każdych warunkach odnieść sukces.
Artur Błażejewski: Nie mając dużych zasobów finansowych, szukaliśmy skali. Wiedzieliśmy, że dostarczając towar tylko do salonów kosmetycznych, długie lata zajmie nam budowa dużej firmy.
Uznaliśmy, że najlepiej będzie znaleźć produkt, który postaramy się skalować na rynek massmarketowy.
To był nasz główny cel. W latach 2005-06 zarówno w Polsce, jak i w Niemczech nie było jeszcze lakieru hybrydowego, były tak zwane żele UV do paznokci.
Kamila Błażejewska: W tamtym okresie produkty te były w Polsce bardzo drogie, niszowe i ekskluzywne. Urządzenia kosztowały 600-700 zł. I w konsekwencji sama usługa stawała się droga i nieosiągalna dla każdego.
Artur Błażejewski: I tak, kiedy po 2006 r. pojawił się lakier hybrydowy, zrobiliśmy następny krok, tym razem przenieśliśmy nasz produkt z salonów kosmetycznych do domów klientów.
Artur Błażejewski: Mocno upraszczając... Pewnie większość panów wie, co to jest zwykły lakier do paznokci. Lakier hybrydowy działa podobnie, tylko utwardzamy go światłem UV. Malujemy paznokcie lakierem UV, wkładamy pomalowane do lampy UV i możemy go nosić na paznokciach 14 do 21 dni lub dłużej.
Proszę sobie wyobrazić następującą sytuację. Pan maluje paznokcie zwykłym lakierem, a ja lakierem hybrydowym. Ja chodzę z błyszczącymi, kolorowymi paznokciami przez 21 dni i nic mnie nie interesuje, a pan co dwa, trzy dni maluje paznokcie zwykłym lakierem i zmywa. Maluje, zmywa… itd.
Nieekonomiczne, czasochłonne, nieekologicznie, bo ile lakieru, różnych zmywaczy pan zużyje w tym czasie?
Kamila Błażejewska: To jeszcze uproszczę. Trwałość lakieru klasycznego na paznokciach to około trzy dni. Natomiast hybrydowego nawet 21 dni. Maluję, utwardzam i gotowe. Nie czekam, aż lakier wyschnie. To oszczędność czasu, którego aktualnie bardzo nam, w szczególności kobietom, brakuje.
Kamila Błażejewska: Słyszymy, że rynek lakierów hybrydowych się skończył. Nie zgadzam się z tą opinią. Naszą rolą jest nieustanne badanie potrzeb konsumenta, a moim zdaniem jeszcze nie wszystkie zostały zaopiekowane. Zakładam więc, że ci, którzy mówią o tym "końcu rynku", nie generują nowych pomysłów. Brak im wizji.
Dojrzałość naszej organizacji z zakresie wykorzystania danych konsumenckich nie jest jeszcze na zadowalającym poziomie. Dążymy do doskonałości w tym obszarze, bo chcemy jak najlepiej zrozumieć naszego konsumenta i jego potrzeby, budować z nim więź i relacje. Chcemy, aby nasz klient po prostu nas lubił i nam zaufał.
W Polsce rynek jest bardzo nasycony. Dzisiaj lakier hybrydowy można kupić niemal w każdym sklepie, w każdej drogerii. Wiele firm walczy więc ceną i często nie wytrzymuje konkurencji, a wiemy, że to strategia krótkoterminowa.
Jeżeli konkurent wypowiada wojnę cenową, a ty podejmujesz rękawicę, musisz mieć świadomość, że marża w zasadzie wystarcza tylko na pokrycie kosztów produkcji, logistyki i śladowy zysk.
I w konsekwencji nie ma tu miejsca, by stworzyć coś więcej. A produkt musi się nieustannie rozwijać.
Artur Błażejewski: Nasz brand kwalifikuje się do kategorii semi-premium. Tutaj już nie chodzi o cenę, tylko o emocje. Ludzie kupują określone dobra, takie jak samochody, telefony czy perfumy ze względu na skojarzenia, jakie dotyczą marki. Czy je lubimy. Chcemy przynależeć do jakiejś grupy, i dlatego jesteśmy gotowi wydać większą kwotę za dany produkt.
Kamila Błażejewska: Relacje z marką buduje się poprzez doświadczenia z nią. Nie sprzedajesz wyłącznie produktu, ale wartości, jakie za nim stoją. Dlatego jako brand angażujemy się w różne inicjatywy wspierające kobiety. Często poprzez proste rzeczy, np. Power Monday z NeoNail, czyli krótki set ćwiczeń, czasem jogi, aby z pozytywną energią zacząć dzień. Kobiety kupując nasz produkt, utożsamiają się z tymi samymi wartościami. I to nas łączy.
Kamila Błażejewska: Oczywiście. Każdy rynek jest inny. Przyzwyczajenia zakupowe, kultura, temperament, sezonowość, pogoda. To wszystko ma wpływ na wybór naszego produktu. Hiszpanki wybierają bardziej odważne, żywe kolory, jaskrawe, neony.
Niemki preferują bardziej stonowaną tonację kolorystyczną. Kiedy zaczynaliśmy w Niemczech dwa, trzy lata temu, nasza paleta obejmowała maksymalnie 30 kolorów. Obecnie obserwujemy zachodzące zmiany w zachowaniach zakupowych. Z biegiem czasu konsumentki chętniej eksperymentują.
Kamila Błażejewska: Polki lubią eksperymentować, testować nowości. Poza tym mamy znacznie większą wiedzę na temat hybryd niż konsumenci w innych krajach.
Artur Błażejewski: Musimy też zwracać uwagę na zasobność portfela konsumentek na poszczególnych rynkach. Klientki w Polsce przyzwyczajone są do głębokich rabatów. I to jest dla nich standard. 5 czy 10 proc. zniżki nie wystarczy.
Jeżeli spojrzymy na Hiszpanię, wiemy, że tam jest bardzo duży odsetek osób bez pracy, szczególnie wśród młodych. Te osoby są bardzo wrażliwe na cenę.
Artur Błażejewski: Owszem. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę takie kraje jak Francja czy Wielka Brytania, to tam klientki już bardziej zwracają uwagę na samą markę, na wartości, jakie ze sobą niesie. Cena jest istotna, ale w mniejszym stopniu.
Kamila Błażejewska: Z pewnością stanowią ważną część budowania relacji z marką.
W latach 2015-16 roku mieliśmy to szczęście, że współpracowaliśmy z naprawdę znanymi, cenionymi osobowościami, jak Julia Wieniawa, Katarzyna Sokołowska, Joanna Krupa.
Artur Błażejewski: Zawód influencera pojawił się w latach 2014-15. Było to coś nowego. Odkrycie, które bardzo dobrze oddziaływało na klienta detalicznego. Ale wtedy rynek influencerów był inny. Ich liczba była mniejsza, a wpływ mocniejszy.
Dzisiaj mamy rok 2023, mnóstwo blogerów i influencerów. Pojawił się też TikTok, który wywołał sporą rewolucję. Utarte formy współpracy już się trochę przejadły, konsument jest nimi zmęczony. Współpraca influencerska nie daje więc takich owoców jak wcześniej.
Trzeba to robić inaczej. To nie może być już tylko lokowanie produktu z elementami opisu jego działania. Chodzi o budowanie społeczności wokół marki, co jest dużo trudniejsze.
Kamila Błażejewska: Aktualnie nasze produkty są dostępne w wielu krajach Europy. Na wielu rynkach współpracujemy z influencerami, którzy mają ogólnoświatowe zasięgi. Np. Georgina Rodriguez, partnerka Ronaldo, która jest naszą globalną ambasadorką.
Kamila Błażejewska: W Niemczech w dowolnej drogerii czy perfumerii znajdzie pan strefy produktowe dedykowane mężczyznom. I nie mówimy tylko o produktach do golenia czy po goleniu.
Kamila Błażejewska: Ani o szamponach. Raczej o produktach do pielęgnacji. Już wkrótce będziemy obserwować taki trend również w Polsce.
Kamila Błażejewska: Zmiana jest już widoczna. Coraz więcej mężczyzn odwiedza salony kosmetyczne w celu wykonania klasycznego manicure, ale również pedicure.
Artur Błażejewski: Wcześniej zadają sobie pytanie, po co ja będę sobie robił jakieś mani czy pedi. Ale kiedy już trafią do salonu i mają ten mani zrobiony, wtedy nagle mówią: wow, jakie to jest fajne. Jak to dobrze wygląda. Problem w tym, że często trudno im znaleźć czas na ponowną aplikację.
Kamila Błażejewska: W naszej ofercie znaleźć można produkty do stylizacji lakierem hybrydowym dla mężczyzn. Zwłaszcza w Niemczech widzimy pod tym względem duży potencjał.
Kamila Błażejewska: Ja to nazywam: „mani, no mani". Przezroczysty kolor z półmatowym efektem sprawia, że dłonie mężczyzn wyglądają na zdrowe i zadbane.
Często na paznokciu są nierówności, przebarwienia itp., a nasze lakiery niwelują te niedoskonałości.
Mężczyźni jeżeli już wybierają kolory, to zazwyczaj ciemne: czarny, granatowy. Ale spotkamy również takich, którzy noszą wielokolorowe mani.
Artur Błażejewski: Rynek niemiecki jest trochę inny niż polski.
My jesteśmy bardziej konserwatywni, a na przykład Berlin – wyzwolony i liberalny. Tam widok mężczyzn, którzy noszą różnokolorowe paznokcie, nikogo nie dziwi. Każdy robi, co chce i jak chce.
Artur Błażejewski: Trochę nie chcemy odpowiadać, bo właśnie to planujemy. Ogólnie rzecz biorąc, produkty do pielęgnacji w krajach Europy Zachodniej zaczynają w przypadku mężczyzn mocno rosnąć.
Kamila Błażejewska: Mężczyźni podobnie jak kobiety borykają się z wieloma problemami z cerą. I produkty będą musiały być dedykowane stricte pod ich potrzeby.
Artur Błażejewski: Teraz jest pytanie, na ile firmy będą skłonne zaangażować w ten segment czas, by wyedukować konsumenta, co kosztuje.
Kamila Błażejewska: Kto pierwszy to zrobi i pokaże mężczyznom, jak skutecznie pielęgnować cerę i ciało, zdobędzie palmę pierwszeństwa w tej kategorii.
Błażejewscy w konkursie Przedsiębiorca Roku 2022 otrzymali nagrodę specjalną.
Wszystkie komentarze
Boleję jednak nad nieprawidłowym użyciem słowa "dedykować", podczas gdy w polszczyźnie mamy słowo "przeznaczać".
- niezależenie od płci, delikwent prezentuje się, jakby go z Gestapo odbili.
Haha, miałem dokładnie to samo skojarzenie, gdy dziewczyny w Polsce miały fazę na czarne i fioletowe paznokcie. Coś między grungem, a ofiarą przesłuchań. :)
Albo miał duży problem z wbijaniem gwoździ.
Mnie tam się podoba. Np. takie połączenie, że 4 paznokcie czarne, a jeden złoty. Zresztą wszystkie czarne też mogą być. Zależy, jaki typ urody, jakie ubrania do tego. Generalnie każdy kolor jest dobry, jeśli się go dobierze do siebie. Kierowanie się modą różnie wychodzi, czasem się odkryje coś świetnego, w większości przypadków się wygląda na przebraną, nie ubraną
Nie wiem jak w Niemczech, ale w Berlinie po prostu ludzie mają wywalone jak kto wygląda. A będąc tam w jeden dzień można spotkać więcej dziwnie wyglądających osób niż w Polsce przez całe życie.
Ja też mam wywalone:) co nie znaczy, że Berlińczycy malują sobie paznokcie i to powszechnie :)
Chłopi nie malują, mężczyźni tak.
Dawno się tak głośno nie zaśmiałem...
Przecież jest w czwartym akapicie
Nie było. Był biznes - rynek dla mężczyzn się rozwija, a kto pierwszy wyjdzie z dobrą ofertą, ten dobrze zarobi.