Sebastian Ogórek: Branża rozrywkowa jest przyjemniejsza do pracy niż inne?
Paweł Marchewka, prezes firmy Techland: Zależy kiedy. Dla mnie na starcie była bardzo pociągająca, dająca dużą satysfakcję. Później trochę powszednieje, ale dalej jest to duża przyjemność, gdy pracuje się nad czymś, co ma powodować radość i odprężenie.
Już będąc dzieckiem, planował pan tworzyć gry?
- Tak, zawsze interesowałem się komputerami, już od małego chłopaka. Przypomnę, że to były czasy, kiedy one się w Polsce pojawiały, nie były powszechne, a pierwsze komputery to były tylko wielkie szafy stojące w firmach. Nie było to nic pociągającego. Dopiero później pojawiły się komputery osobiste. I się zaczęło…
Commodore C64, Atari, Amstrad.
- Dokładnie! Miałem właśnie taki model, zbierałem na niego długi czas. Pamiętam dokładnie dzień, w którym kupowaliśmy go z ojcem w Peweksie. I to był etap podstawówki. Grałem na nim, coś pisałem, coś zaczynałem tworzyć. Powiem więc szczerze, że już wtedy pasjonowało mnie to do tego stopnia, że myślałem o tym, żeby w przyszłości był to mój sposób na życie.
Pierwsze pieniądze kiedy przyszły?

- Już w szkole średniej miałem bardzo silną wewnętrzną potrzebę zarabiania na siebie. Rynek wówczas bardzo dynamicznie się rozwijał. Pierwszą firmę założyłem chwilę po skończeniu 18 lat. Chodziłem do technikum, więc przede mną były jeszcze dwa lata przygotowań do matury, ale miałem już spółkę, pomysł na nią i na siebie.
Dziś dba pan o zagospodarowanie naszego czasu wolnego. A pan co sam robi w wolnym czasie?
- Spędzam czas z rodziną. Również, grając w gry.
Planszówki czy komputerowe?
- We wszystkie właściwie. Chociaż częściej wybieramy planszówki.
W pana gry to z dziećmi bym nie grał…
- Oj, zdecydowanie, dzieci są za małe, żeby grać w gry Techlandu. Dlatego często wybieramy planszówki i inne gry zręcznościowe. Na wakacjach dbamy o to, aby wspólnie aktywnie spędzać ze sobą czas. Szczególnie lubimy grać w ping-ponga czy jeździć na nartach.
I ma pan na to czas?
- Trzeba te aktywności uzgadniać z dużym wyprzedzeniem. Mamy taką umowę z żoną, że to właśnie ona planuje nasz czas wolny i to często na pół roku do przodu. Udaje nam się wtedy wszystko pogodzić.
Pół roku na wolny weekend?
Niestety, czasem i rok. Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy mieli już plany na sylwestra 2024/25 (rozmowa odbyła się w listopadzie 2023 roku).
Jakie wyzwania są teraz w waszej branży? Co jest największym wyzwaniem i trudnością?
- Jest dużo wyzwań w różnych obszarach. Na pewno jednym z nich jest rynek pracy. Panuje tu ciągła walka o talenty i uważam, że jest ich zdecydowanie za mało. Przyciągnięcie osób z pasją i dużym doświadczeniem, które odniosły sukcesy w swoim obszarze, jest na pewno dużym wyzwaniem i dla nas.
Wyzwaniem jest również na pewno konkurencja. Postęp jest olbrzymi, branża rozwija się w bardzo szybkim tempie. Myślę, że gry wideo są elementem napędzającym technologię. Nowe komputery bardzo często są produkowane tak, aby coraz bardziej wymagające gry wyglądały coraz lepiej, jak prawdziwe życie.
Jest moda na gry?
- Oczywiście, że tak. Jest wiele tytułów, o których możemy powiedzieć, że są "modne". Co jakiś czas pojawia się jakiś hit, który otwiera nowe drzwi. Zupełnie tak, jak "Matrix" pojawił się w branży filmowej - pokazał nowy sposób filmowania, nowych technologii czy samej opowieści. Innym przykładem może być też "Avatar".
To samo dzieje się w grach. Przykładem bez wątpienia jest "Fortnite".
Przełomem dla was będzie teraz sztuczna inteligencja i jej rozwój? Dla studiów deweloperskich to szansa czy zagrożenie?
- Moim zdaniem z jednej strony jest to szansa dla naszej branży, ale jednak trzeba się również liczyć z olbrzymim wyzwaniem. Możemy postawić sobie pytanie, czy będziemy potrzebni za jakiś czas?
Będziemy tylko promptować...
- Przez najbliższy rok czy dwa na pewno. Później będziemy już po prostu rozmawiać z AI i mówić, co chcemy uzyskać.
Boi się pan rozwoju AI?
- Jest to raczej coś, co daje mi dużo do myślenia.
Pozwolę sobie nazwać pana technokratą. I jako eksperta w tej dziedzinie spytam: AI to jest pierwsza technologia w historii naszej cywilizacji, której powinniśmy zakazać?
- Trudno jest mi odpowiedzieć na pytanie, co z tym zrobić. Na pewno nie kontrolujemy rozwoju tej technologii, nawet do końca nie wiemy, jak to działa.
Ja na pewno nie wiem, pan też?
- Nikt tego nie wie. Całe projektowanie algorytmów polega na tym, że zbieramy dane, mówimy "to jest szklanka, to jest butelka". Mówimy komputerowi: "naucz się tego". I ten algorytm uczy się, co to jest butelka. Później dajemy mu butelkę o innym kształcie i kolorze niż 50 innych, które mu wcześniej pokazywaliśmy, i on stwierdza: "to jest butelka". On sam się tego nauczył. Wiemy tylko, że jak się AI da dostatecznie dużo danych, to ona to przyswoi i zacznie na tej podstawie wyciągać wnioski. Nie kontrolujemy jednak tych algorytmów.
Sztuczna inteligencja będzie musiała mieć z czasem swoje prawa? Nabędzie swoistą osobowość prawną?
- Nie wiem czy prawa, ale będziemy potrzebować wielu nowych norm, obowiązków i zakazów związanych z AI.
Ona będzie miała umiejętności ludzkie i nadludzkie jednocześnie. Są takie obszary, gdzie człowiek nigdy nie zareaguje tak szybko jak maszyna.
Chciałbym teraz zmienić temat. Odsprzedał pan udziały w firmie chińskiemu gigantowi - Tencentowi. Dlaczego akurat Chińczykom?
- Mam duże plany rozwojowe dla spółki, więc potrzebowałem silnego partnera, który podziela moje wizje i daje możliwość jej kontynuacji razem z zespołem. Tencent to bardzo dobry i doświadczony partner biznesowy i branżowy. To jedna z największych firm na świecie, która daje Techlandowi ogromne możliwości rozwoju.
Mieliście plan wejścia na giełdę…
- Jakiś czas temu giełda wydawała się dla nas dobrą opcją rozwoju. Było wiele argumentów za, jednak były również mniej pozytywne aspekty, takie jak naciski inwestorów na jak najszybsze wypuszczenie gry. Chcieliśmy jednak pracować nad grą na własnych warunkach, tak aby nasz produkt był najwyższej jakości, bo to jakość jest fundamentem naszego sukcesu i wzrostu wartości firmy.
A państwa partner nie będzie pytać o zysk?
- Tak, jak powiedziałem, to jest inwestor branżowy, nasz partner, dzięki któremu mamy dostęp do rynków na całym świecie.
To na czym im zależy?
- Tencent chce tego, co my: wzrostu wartości naszej firmy. Podam przykład firmy z naszego obszaru. Tencent parę lat temu zainwestował w amerykańską firmę Riot Games przy wycenie na poziomie 400 mln dolarów. Po kilku latach wykupili, z tego co pamiętam, prawie resztę tych udziałów przy wycenie 8 mld dolarów. To był ogromny wzrost. Dzisiaj Riot Games robi obroty na poziomie 2 mld dolarów rocznie. To są właśnie możliwości, jakie daje Tencent.
A co wam da na starcie?
- Połączenie sił z Tencentem pozwoli nam wrzucić najwyższy bieg, jeżeli chodzi o wdrażanie naszej wizji dotyczącej gier. Wybraliśmy sprzymierzeńca, który już od dawna współpracuje z kilkoma z najlepszych na świecie firm zajmujących się grami i którym pomógł osiągnąć nowe wyżyny – jednocześnie szanując ich metody działania. Co więcej, otrzymaliśmy mnóstwo nowych możliwości, wiedzy eksperckiej, dzięki którym możemy się rozwijać. Na tym chcemy się teraz skupić i robić jeszcze lepsze gry.
Co chcecie wspólnie zrobić w pierwszej kolejności?
- Mamy kilka obszarów, nad którymi chcemy pracować. Po pierwsze, planujemy zwiększyć swoją obecność na rynku azjatyckim. Jest to rynek olbrzymi i bardzo hermetyczny.
Po drugie, to zwiększenie liczby projektów, w które jesteśmy zaangażowani. Tencent ma wiele studiów, które pracują na zasadzie "work for hire", czyli wykonują pracę dla nas.
Trzecia rzecz to analityka, której dotąd nie mieliśmy w takiej skali. Możemy dokładnie sprawdzić, w którym miejscu gracz rezygnuje, bo coś było dla niego za trudne. Te dane pomogą nam więc ulepszać produkt.
Szykujecie też premiery w najbliższym czasie?
- Cały czas rozwijamy markę "Dying Light", w różnych obszarach - dodatków, aktualizacji, itd. Oczywiście nie zapominając o kolejnych produktach. Od kilku lat pracujemy także nad zupełnie nową grą fantasy, zupełnie inną niż te, które dotychczas wydaliśmy.
I nie będzie przyśpieszenia na siłę?
- Nie. Nie było i nie będzie.
Nie miał pan jednak żadnych wątpliwości? Geopolitycznie patrząc, to coraz częściej Chińczycy są dla nas rywalem numer 1.
- Skupiam się na naszej branży i tak, jak wspomniałem, Tencent to bardzo dobry i doświadczony partner biznesowy oraz branżowy i tylko to się dla mnie liczy. Techland nadal jest spółką niezależną, wszelkie decyzje podejmujemy sami.
Co jest potrzebne, aby osiągnąć sukces?
- Mój pomysł to determinacja i odwaga, te dwie cechy są najważniejsze. Oczywiście istotna jest także kreatywność, a rozwiązania znajdują się same. To jest kwestia przespanych i nieprzespanych nocy i wielu wyzwań. A na koniec, to również kwestia odpowiedniego momentu wejścia w branżę.
A szczęście?
Jak ktoś ma determinację i odwagę, to szczęście będzie mu dopisywało.
Paweł Marchewka jest założycielem jednej z największych polskich firm produkujących gry - Techland. Spółka wywodząca się z Wrocławia zatrudnia kilkuset specjalistów. Ich ostatnia gra "Dying Light 2" rozeszła się na całym świecie w ponad 30 mln egzemplarzy. W zeszłym roku udziały w Techlandzie kupił chiński Tencent. Kwota transakcji nie została ujawniona, ale szacuje się, że wyniosła ponad 6 mld zł.
Paweł Marchewka w konkursie EY Przedsiębiorca Roku jest finalistą w kategorii Nowe Technologie / Innowacyjność.
Wszystkie komentarze
Przetestowałem Czata DżiPiTi.
Sq..wiel błotny, jak nie wie to kłamie.
Do d.py z taką pseudointeligencją.
Mówiłem mu: jak nie wiesz, powiedz, że nie wiesz, obiecał, że się poprawi i potem dalej kłamał. Krótko: raz Internet 3.0 kłamie, raz nie kłamie, znaczy i tak potem trzeba sprawdzać w wikipedii czyli Internecie 2.0
Ja p..., co za odkrywcza myśl, godna prezesa każdej korporacji.
P.S.
A co z wiertarką? Wszak są takie obszary, gdzie czlowiek nigdy nie będzie z... tak szybko.
A co z młotkiem? Wszak są takie obszary, gdzie czlowiek nigdy nie będzie n... tak mocno.