W 2019 roku w badaniu portalu Busradar co piąty ankietowany powiedział, że nie korzysta z transportu publicznego ze względu na konieczność przesiadek. Co trzeci ankietowany, który tak powiedział, to mieszkaniec miast 200-500-tysięcznych. W większych miastach odpowiada tak już tylko 10 proc.
Wynika to z tego, że w największych miastach transport zbiorowy może być dość dobry i przesiadki są łatwe. Albo nie są konieczne, bo w wiele miejsc da się dojechać bezpośrednio.
Łatwo się przesiąść
Zapewnienie bezpośrednich połączeń wszędzie nie jest jednak możliwe. Czasem trzeba się przesiąść i wic w tym, by przesiadki były funkcjonalne i wygodne. Podstawą są jednak częste i regularne połączenia.
– Metro jest tak popularne na świecie nie dlatego, że ludzie lubią podróżować pod ziemią, ale dlatego, że jeździ często. Nie ma obaw o przesiadki z jednego pociągu metra na drugi czy z innego środka transportu, bo wiadomo, że na pewno metro przyjedzie w ciągu kilku minut – mówi Jakub Majewski z fundacji ProKolej.
Sprawa naprawdę jest tak prosta! Byśmy zdecydowali się na podróż z przesiadką, musimy być pewni, że drugi środek transportu przyjedzie i że nie trzeba będzie na niego długo czekać.
W miastach jest wiele przykładów dobrze zaplanowanych miejsc na przesiadki. Prawidłowo taką funkcję pełnią przystanki tramwajowo-autobusowe (na przykład w Poznaniu), gdzie autobusy wjeżdżają na torowisko.
Dobry węzeł przesiadkowy ma Jaworzno. Znajduje się blisko centrum miasta, w miejscu, gdzie przebiega Velostrada (10-kilometrowa autostrada rowerowa), jest węzeł wszystkich linii autobusowych, a przy okazji w miejscu, gdzie kończy się ruch dla samochodów. Wjazd do centrum jest zabroniony, więc trzeba auto zostawić i dalej iść pieszo lub przesiąść się na autobus.
Także Legionowo ma dobre centrum przesiadkowe – wygodnie można przemieścić się między parkingiem, dworcem kolejowym i przystankami autobusowymi, z których odjeżdżają wszystkie linie lokalne.
Do przesiadek zachęcają też bilety czasowe – można na jednym bilecie kontynuować podróż różnymi środkami transportu publicznego.
Kawał drogi do autobusu
Ale nie brakuje też złych przykładów, przez które konieczność przesiadek zniechęca do transportu zbiorowego w ogóle.
Problemem jest złe projektowanie: węzły są nieintuicyjne i niewygodne dla pieszych. Na przykład żeby przejść na inny peron, trzeba schodzić do tuneli, pokonać skrzyżowanie czy czekać kilkakrotnie na światłach. – To trwa i może się zdarzyć, że tramwaj czy autobus ucieknie nam sprzed nosa. Miarą dobrego węzła jest czas przesiadki – mówi Michał Beim, ekspert transportowy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Ile powinna zająć przesiadka? Najlepiej 2-3 minuty.
Choć czasem to niemożliwe, bo na przykład trzeba zejść z mostu. O dłuższym czasie przesiadki pasażerowie powinni być jednak uprzedzani.
Inne błędy? Brak zieleni. – Przez to pasażerowie smażą się w słońcu, jak na przykład na Rondzie Mogilskim w Krakowie – mówi ekspert.
Źle został zaplanowany też warszawski węzeł Młociny, gdzie kończy się linia metra i zjeżdżają autobusy. Informacja dla pasażerów nie podaje numerów peronów, tramwaje przeszkadzają sobie nawzajem przy wyjeżdżaniu, a żeby się przesiąść trzeba przejść nawet kilkaset metrów.
– Jest tam parking park&ride dla posiadaczy biletów okresowych na transport publiczny, ale inni kierowcy parkują tam na chodnikach, gdzie popadnie. Zostały tam popełnione wszystkie możliwe błędy – mówi ekspert transportowy Bartosz Jakubowski.
Poza dużymi miastami bywa jeszcze gorzej. O skomunikowaniu ruchu pociągów z autobusami można pomarzyć choćby dlatego, że transport autobusowy jest śladowy.
Jednocześnie na węzły przesiadkowe jest wręcz moda. Problem w tym, że ze szklanymi wiatami i designem nie idą w parze lepsze oferty transportowe. Mówiąc wprost – za wizją nie idzie praktyka.
– Samorządy inwestują w węzły przesiadkowe, które często są niepotrzebne, bo oferta transportowa jest kiepska. Urzędnicy wydają się wierzyć, że jak zbudują węzeł przesiadkowy, to magicznie zaczną tam przyjeżdżać autobusy, na które będzie się można przesiadać. Ale tak się nie dzieje – mówi Jakubowski.
Częstym błędem jest też to, że centra powstają w sztucznych miejscach, gdzie ruch przekierowywany jest na siłę. – Miejsca na przesiadki powstają naturalnie, w miejscach, gdzie kończą się linie autobusowe i tramwajowe czy przy dworcach PKP. Nie da się ich sztucznie stworzyć gdzie indziej, bo nie będzie to działać – mówi.
Węzeł dla samochodów
Jak zwraca uwagę, budowa węzłów finansowana z pieniędzy unijnych jest często pretekstem, by zbudować parking.
Teoretycznie inwestycja ma służyć temu, by przyjechać samochodem i przesiąść się do komunikacji publicznej. Taki “węzeł” mają Siedlce, tyle że nie przyjeżdżają tam prawie żadne autobusy. – To się potem nazywa centrum przesiadkowe, a tak naprawdę to tylko gigantyczny parking. Gorzej, że czasem skraca się linie autobusowe, by docierały do tych centrów – mówi Jakubowski.
I choć wcześniej było lepiej, bo autobus miał dłuższą lub bardziej praktyczną trasę, powstanie węzła obraca się przeciwko podróżującym.
Kiepsko na przesiadki nadaje się polska kolej. Mało jest linii, na których pociągi jeżdżą na tyle często, by bezstresowo na nich można było planować przesiadki. Bo nawet jeśli okazuje się, że na drugi pociąg nie trzeba długo czekać, to jest ryzyko opóźnienia i tego, że nie zdążymy na przesiadkę. Czas podróży może wydłużyć się o wiele godzin, o ile jeszcze są tego dnia kursy. – Następny pociąg nie przyjedzie za 15 minut jak w Holandii, za pół godziny jak w Szwajcarii, czy za godzinę jak w Niemczech. W Polsce nawet jak przyjedzie inny, to nie wiadomo, czy mamy na niego ważny bilet – mówi Beim.
Bo drugą barierą jest brak wspólnego biletu. Ten, który istnieje, de facto wspólnym biletem nie jest, bo obejmuje tylko część przewoźników. A i u tych, którzy włączyli się w projekt nie można wsiąść do pociągu z biletem na podróż kupionym u konkurencji, bo nie są honorowane. – To o tyle ważne, że jeśli pasażer nie zdąży się przesiąść, albo na przykład pociąg, którym mieliśmy kontynuować podróż nie przyjedzie, to na tym samym bilecie nie można pojechać pociągiem innego przewoźnika – mówi Beim.
Jak to robią w Szwajcarii?
W Szwajcarii system transportowy oparty jest na przesiadkach. Kolej jest planowana sieciowo, a nie jako poszczególne odcinki. Co to oznacza? Na kolei pociągi z różnych kierunków naraz zjeżdżają się na stacje węzłowe, pasażerowie mogą przesiąść się na kolejny pociąg i po kwadransie dworzec jest pusty.
Cyklicznie, co pół godziny czy godzinę, proces się powtarza. By to działało i nikt nie musiał czekać długo, cały rozkład jazdy jest planowany tak, by pociągi docierały na dworzec o konkretnej godzinie.
Szwajcarzy wymyślili to jednak nie dla wygody, tylko dla oszczędności. Bo nie wszędzie tory muszą być dostosowane do największych prędkości, a tylko do wystarczających, bo dotrzeć na dworzec o konkretnej godzinie.
Do tego kolej jest świetnie zintegrowana z przewozami autobusowymi. W typowym w Szwajcarii układzie (na przykład w Chur) nad peronami kolejowymi są platformy, skąd przewoźnicy autobusowi odbierają pasażerów - wygląda to podobnie jak w przypadku parkingu nad dworcem głównym w Krakowie. Tylko że tam pasażerów kolejowych odbierać mogą tylko indywidualnie kierowcy.
Interesuje Cię ten temat? Napisz do mnie na adres edyta.bryla@agora.pl.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Droga powrotną też wygląda ciekawie. Wszystkie trzy autobusy na Polanowice odjeżdżają w przeciągu 10 minut. Potem, zależnie od pory dnia 20 do 30 minut pustki. Jakby nie mógł być 1 autobus co 10 minut! Trudno się dziwić że ludzie z narażeniem zdrowia przebiegają po jezdniach by złapać autobus.
Odwieczne pytanie - czy MPK jest po to aby jeździć sobie po mieście czy aby wozić ludzi.
Często też 144 odjeżdża z Nadodrza tak samo (albo w odstępie 1 min) jak tramwaj nr 7. Ale problem nieumiejętnego ułożenia rozkładu jazdy jest jednym z wielu w tym mieście. W związku ze styczniową zwyżką cen biletów MPK nie widzę szans żeby ludzie przesiadali się z samochodów na tramwaje/autobusy (wiecznie spóźnione). Sama nawet rozważam kupno samochodu.
Osobną kwestią są tzw. "zielone fale". Słyszałam, że kiedyś studenci i pracownicy PWr na podstawie analizy ruchu i ustawień sygnalizatorów skontaktowali się z Ratuszem celem optymalnego ustawienia sygnalizacji dla ruchu samochodowego i też pojazdów komunikacji miejskiej. Ale nikt nie był tym zainteresowany, chociaż mieli jasne wskazówki co gdzie i jak zaprogramować. Coż... poczekajmy na lepsze czasy dla wrocławskiej komunikacji;)
Jak tak zrobią, to spora grupa ludzi będzie przez lata walczyć, żeby 144 nie odjeżdżało idealnie przed 8.
bo to Uszokowice czyli stan umysłu - najpierw budujemy potem jakoś to będzie...
I tyle o cywilizacji w podróży na wschód.
Pfff... przyjedź do Częstochowy to zobaczysz jak u nas w czasie "wiecznego remontu" linii tramwajowej (coś koło 1,5 roku już trwa, jesteśmy może w 30% zaawansowania) linia 03 (za tramwaj - autobus) nie ma w ogóle skomunikowania z 3 (tramwajem - jedynym jaki jeździ chwilowo po południu naszego miasta). Znaczy na papierze jest ale,
1. Motorniczy odjeżdżają jak tylko widzą 03 zazwyczaj nie przypadkiem.
2. 03 jedzie przez całe miasto i się spóźnia a tramwaj jedzie i nie czeka "bo przecież my mamy rozkład jazdy" mówią tramwajarze.
W porównaniu ze Śląskiem po którym jeździ mi się jako sezonowo bardzo dobrze Częstochowa jest 100 lat za Murzynami jeśli o to chodzi :D
Przesiadka. Jeżeli jest przyjemna pogoda, a nam się nie śpieszy, to można się skusić, a i zawsze jest szansa przyjrzeć się nieznanemu nam kawałkowi miasta. Jak pada deszcz lub śnieg to mamy świetną okazję, by przemoczyć buty. Najpierw brodząc w śniegu na przystanek, a potem z tramwaju na przystanek przesiadkowy. Oczywiście można też mieć buty zimowe, ale w pomieszczeniu wypadałoby je jednak zmienić. Noszenie dodatkowej pary butów do przebrania nie jest tym na co mam ochotę.
Skomunikowanie pociągów. Ze dwa-trzy lata temu chciałem pojechać pociągiem z Krakowa do Łodzi. Nie pamiętam już szczegółów połączenia, ale zaproponowano mi przesiadkę na jakimś zapośladkowiu dawnej Kongresówki i łapanie pociągu do Łodzi. Czas oczekiwania na przystanku w tymże uroczym, ale niestety zapomnianym przez ludzi zakątku Polski, miał wynieść około półtorej godziny.
Tramwaj. Nie będę się tu znęcał nad tym, że zatrzymuje się w miejscach, które mnie nie interesują, odjeżdża o porach, które też niekoniecznie korespondują z moimi potrzebami, bo to jest cecha komunikacji zbiorowej. Szkoda jednak, że zachowanie ciszy przez współpasażerów jest czymś, co najwidoczniej nie zyskuje uznania w narodzie. Głupawe rozmowy, muzyka, którą słychać mimo słuchawek, brak dbałości o higienę, szeleszczenie torebkami, pstrykanie zawleczek od puszek, odgłosy konsumpcji czy wreszcie próby dociśnięcia do ściany w wykonaniu pasażera lub pasażerki o wyjątkowo obfitej dupie.
Dziwicie się, że wolę jeździć samochodem? Nie tylko wygodniej, ale nawet i taniej.
Gadanie, jeżdżę samochodem bo mi wygodniej :D A ile śladu węglowego zostawiasz, wziąłbyś chociaż jadł kanapki z serem zamiast z szynką :) Co nie zmienia faktu że masz rację. Ale komunikacja miejska nie jest taka zła spróbuję cię przekonać choć może mi się nie udać:
Bilet czasowy. - Jeśli masz oczy to na rozkładzie jazdy w swoim smartfonie / przystanku masz dokładnie oznaczony czas jazdy (bez korków ale bilet czasowy też liczy się bez korków tylko po przewidywanym czasie przejazdu)
Przesiadka. - Są przystanki w których przesiadasz się drzwi w drzwi (Gdańsk Brętowo PKM i kilkaset innych przypadków) aczkolwiek faktem jest że nie każdy przystanek przesiadkowy jest idealny. Argument o butach średni bym powiedział, w zimę do auta i tak założysz raczej zimowe jak będziesz je skrobał chyba że jesteś nowobogackim i masz garaż na ałto :D
Skomunikowanie pociągów.- znów zależy gdzie. Są miejsca w które autem też nie dojedziesz a pociągiem tak ;)
Tramwaj. - no tak bo autem też się nie zatrzymujesz tam gdzie nie chcesz (takie na przykład czerwone światło)
PS: Nie bierz tego osobiście do siebie że trochę tutaj sobie pozwoliłem "poobrażać" chciałem po prostu zostawić opinię do twojej opinii. Zdrówka życzę :D
Nie jadam kanapek. Nie cierpię kanapek w ogóle, a już zamkniętych, w sensie kromki z plastrem czegoś przykrytej drugą kromką już zupełnie nie zdzierżę. Ślad węglowy mam akurat w poważaniu. To nie ja truję środowisko, tylko producenci rzeczy, które kupuję. Ostatecznie to nie jest mój kaprys, bym mógł podglądać makaron w tekturowym opakowaniu przez plastikowe okienko...
Na przystankach w Krakowie nie ma podanego czasu przejazdu. Oczywiście pozostaje kwestia poszukiwania informacji w internecie, ale do tego trzeba mieć po pierwsze telefon z internetem przy sobie, a obowiązku zabierania go z domu nie mam, a co więcej nie muszę go nawet posiadać w ogóle, a poza tym jako pasażer nie chcę zajmować się ustalaniem czasów przejazdów, bo gdybym chciał się tym zajmować, to bym się zatrudnił w MPK jako dyspozytor.
Nie wiem gdzie jest Brętowo w Gdańsku. Nie mieszkam w Gdańsku, tylko na zupełnie drugim końcu Polski, tj. w Krakowie. Przy czym z perspektywy mieszkańca prawie centrum miasta (gdyby próbować oddać odległość na przykładzie Gdańska, to tak jakbym mieszkał tuż za Sądem Okręgowym) perspektywa przesiadki oznacza, że albo wybieram się na straszliwe zadupie, a zatem potrwa to tak długo, że szybciej będzie samochodem, albo układający rozkład jazdy popełnił kardynalny błąd.
Zafrapowały mnie miejsca, do których można dostać się pociągiem, ale nie samochodem. Chętnie dowiem się, jakie to miejsca.
Na perony można się dostać pociągiem, ale nie samochodem :).
Przepraszam że tak późno wracam ale akurat będziesz miał do porannej kawy
To co ty jesz człowieku ;)
Co do czasów przejazdu. Ciekawe bo jak ostatnio byłem w Krakowie (30.12.2020) to jeszcze czasy ile w jakie miejsce jedziesz były na rozkładzie na przystankach. Nie przeczę może się coś zmieniło w ciągu tych dwudziestu paru dni. Na ałto cię stać a na smartfon nie? To ciekawe podejście. Cóż może takie życie. A tak w ogóle to co do tego czasowego biletu to marudzisz jak nie wiem. Możesz jechać więcej niż X minut jeśli jedziesz jednym pojazdem i jedną linią.
Jak sam słusznie zauważyłeś jest to w Gdańsku co też byłem uprzejmy napisać :) Przekładając na sytuację w Krakowie Dworzec PKP Kraków Płaszów i przystanek tramwajowy Dworzec Płaszów Estakada, |z tym że w Gdańsku Brętowie wszystko jest na jednym poziomie (i tramwaj i pociąg)| a z Estakady trzeba zejść w dół żeby się przesiąść na pociąg. Jak jeździłem po Krakowie nie odczuwałem problemu związanego z przesiadką z jednego punktu miasta do drugiego a nie mnie oceniać czy "to pole to zadupie czy nie" ;) Tak samo jeśli chodzi o czasy przejazdu i punktualność określonych pojazdów nawet w szczycie komunikacyjnym
Jeden z przykładów, Peron 5 i 6 dworca Warszawa Zachodnia, tam niestety przykro mi ale autkiem nie dojedziesz :D A bardziej na poważnie to chodziło mi o to, że czasem naprawdę warto zaufać komunikacji i zostawić auto w garażu gdyż pociągiem/komunikacją miejską dojedziesz ekonomiczniej i zdrowiej dla środowiska.
Postaram się jutro przeczytać i jeszcze skomentować jeśli będzie potrzeba. Spokojnej nocy życzę :)
peron chyba od tego jest by właśnie nań wlizać pieszkom, a nie autem? A tak przy okazji, to chyba chodzi o peron 7, taki oddalony. No tam można dojechać w pobliże z drugiej strony
A bilet czasowy, to czasowy, tak przynajmniej jest w Łodzi i W-wie. Jedziesz tyle na ile on wystarcza, a że jest opóźnienie to już who cares. I jak czas minie, człek zginie...
Przyznaj się po prostu, że nie chce ci się jeździć komunikacją miejską zamiast wymyślać argumenty kompletnie oderwane od rzeczywistości (brak dostępnego czasu przejazdów itp.)
Nie chce mi się jeździć komunikacją zbiorową z przyczyn, które wskazałem wyżej. Wszak przy podejmowaniu każdej decyzji, zarówno tej o wyborze zbiorkomu jak i rezygnacji z niego trzeba wziąć pod uwagę przyczyny, dla których podejmujemy taką, a nie inną decyzję.
@maario971
Na rozkładzie jazdy nie ma czasu przejazdu. Są tylko nazwy kolejnych przystanków.
aż muszę jechać do Krakowa sprawdzić. :D
Przecież oprócz biletów czasowych są zwykle jednorazowe.
W sumie jest jeszcze coś gorszego: w Polsce nawet jezdnie, które przez najbliższych kilkanaście lat nie będą się kwalifikowały do remontu, są tak nierówne, że w autobusie większość ludzi nie jest w stanie czytać tak, żeby błędnik nie zgłupiał. Często wręcz lepiej nie siadać, a stojąc - lekko unosić pięty, żeby przypadkiem w kręgosłup nie poszło.
Nie wiem, jak to niektórzy robią, zwłaszcza młodzież, że mogą się gapić przez cały czas w ekran choćby nie wiem co. Ja nie mogłem nawet za młodu.
We Wrocławiu tramwaje i autobusy znikają między przystankami (sic!): tablice pokazujące rzekomo aktualny czas przyjazdu pokazują za 3.. za 2... za 15 :D
No właśnie też sie zastanawiam. I na dodatek nie musimy wymyślać od nowa koła, bo w takiej Szwajcarii już je wymyślili, trzeba tylko zadać sobie trud i dowiedzieć się jak radzą sobie lepsi w danej dziedzinie i tylko tyle. Albo może aż tyle. Po prostu wierzyć się nie chce, że niby mamy XXI wiek, a w Polsce nie da się nawet i tego dobrze zrobić. Masakra.
Kiedyś czytałem wywiad z kimś odpowiedzialnym za komunikację w Jaworznie. Mówił, że w największej części to przez włodarzy miast którzy wiedzą lepiej, poprawiają specjalistów i mówią im jak ma być więc firmy żeby robić i mieć pieniądze nie kłócą się z prezydentem czy rada miejską. Kolejna rzecz to stare dziady zajmujące się komunikacją w miastach, nie idą z duchem czasu i robią jak ich uczyli w latach 70.
Polak od niczego nie będzie się uczył, a już na pewno nie od innych, wszak Polak - najlepszy jest we wszystkim!
Jeśliby zaplanować transport zbiorowy tak aby miał ręce i nogi od razu okazałoby się że pojazdów komunikacji zbiorowej jest po prostu za mało. Bo już dzisiaj (czasy przed covidem) wiele pojazdów (autobusów, tramwajów, pociągów) jest bardzo zatłoczonych, a jeśliby zachęcić do poruszania się MPK kolejnych mieszkańców, nie bardzo wiadomo do czego mieliby wsiąść. Chodzi tu głównie o godziny szczytu - a to wtedy odbywa się prawdziwy test wydolności komunikacji miejskiej i prawie wszędzie wypada on bardzo słabo.
To nie mentalność kierowców. To mentalność narodu - czyli nasza własna :)