We Francji odbywają się generalne strajki organizowane przez związki zawodowe: CGT (Powszechna Konfederacja Pracy), Union Syndicale Solidaires (Związek Zawodowy Solidarni) oraz CNT-SO (Krajowa Konfederacja Pracy - Solidarność Robotnicza). W odpowiedzi na apel organizatorów strajku, warszawskie komisje Inicjatywy Pracowniczej zorganizowały pikietę solidarnościową pod Ambasadą Republiki Francuskiej w Warszawie. Wsparli w ten sposób walkę kolegów i koleżanek z Francji. Przypomnieli, również o trwających w Polsce konfliktach pracowniczych m.in w sądownictwie, w branży lotniczej czy edukacji. Wśród protestujących znalazła się Piotr Szumlewicz, jeden z najbardziej rozpoznawalnych związkowców w Polsce, który został usunięty z OPZZ . - Potrzeba jest wiosna, lato, jesień, zima zjednoczonych, silnych i odważnych związków zawodowych! - mówił. Zobaczcie protest.
"Nie jestem chuliganką, jestem matką", "To koniec, nie mamy za co żyć", "Francja przyjmuje uchodźców, a my nie mamy za co żyć do pierwszego" - tłumaczą ludzie w żółtych kamizelkach, którzy od kilku tygodni wychodzą na ulice całej Francji, żeby manifestować swoje niezadowolenie.
- Chcemy nowej konstytucji. Konstytucji na 2019 rok - krzyczą. Niektórzy są gotowi demolować co się da, żeby osiągnąć swoje cele. Ale większość mówi do kamery, że zamieszki i przemoc dyskredytują działania ludu. "Lud" to najczęściej pojawiające się słowo na manifestacjach słowo. Nie stoi bowiem za nimi żadna siła polityczna - ani prawicowa Marie Le Pen, ani lewicowy Jean-Luc Mélenchon. A tym bardziej nie uznawany dotąd za reprezentanta centrum Emmanuel Macron. Jak sami przyznają - są po prostu ludźmi "pogrążonymi w smutku", "podstawionymi pod ścianą". Są "antykapitalistami". - Francja jest już biedna - mówią jedni. Drudzy dodają, że w kraju są pieniądze, ale trzeba je sprawiedliwie rozdzielić.
- Chcemy dymisji prezydenta, chcemy obywatelskiego referendum. Chcemy osłabienia władzy prezydenta - mówią. Ci najbardziej radykalni chcą głębokiej zmiany systemu politycznego we Francji. Tak, żeby ludzie mieli większy wpływ na władzę.
Na początek: bezwzględnie Macron musi odejść. Później przywrócenie tzw. podatku od bogactwa i wprowadzenie referendów ustawodawczych.
Orędzie Emmanuela Macrona z 10 grudnia i obietnice podniesienia płacy minimalnej o 100 euro nie uspokoiło nastrojów żółtych kamizelek. Sobotnie protesty , faktycznie mniej liczne niż w inne weekendy, to tylko uspokojenie przed świętami.
Nasz reporter cały dzień spędził na ulicach Paryża z ludźmi w żółtych kamizelkach. Był blisko ataków na policjantów. Jego kamera śledziła zamieszki w centrum handlowym. - Policja robiła wszystko, żeby ludzie nie gromadzili się, nie blokowali ulic - tłumaczy Anu Czerwiński.