Ewa Mieloszyk i Mahmoud Mike Rai poznali się w Bejrucie w 2005 roku. Ona przyjechał do Libanu studiować arabistykę, została na następne kilkanaście lat. On - student literatury amerykańskiej, grafik komputerowy, długowłosy i zbuntowany. Recepturę na mieszankę jedenastu przypraw do falafela w jego rodzinie przekazuje się z pokolenia na pokolenie już od 250 lat. Kiedy Mike poznał Ewę nawet nie przeczuwał, że ta receptura odmieni ich życie.
W lipcu 2006 roku na Bejrut spadają pierwsze izraelskie bomby, a Hezbollah pustoszy południe kraju. Młodzi postanowili uciekać do Polski, byli już wtedy małżeństwem. Ewa spodziewała się córki.
- Tu, w Warszawie najbardziej bałem się w momencie, kiedy nie mieliśmy nawet ziarenka ryżu do jedzenia. Nasza córka była głodna od dwóch dni - opowiadał w "Wysokich Obcasach".
- Ewa nie pracowała, opiekowała się naszą córką Wandą. Bez umowy, po kilkanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu robiłem kebab. Zarabiałem 1,5-1,8 tys. zł na rękę. Z tego musieliśmy opłacić mieszkanie, rachunki, kupić pieluchy, jedzenie, lekarstwa. Wytrzymałem tak cztery lata. Kiedy Ewa zaszła w drugą ciążę, chciałem wracać do Libanu. Myślałem: tam jest wojna, ale przynajmniej nie ma głodu. Postanowiłem jednak ostatni raz zaryzykować. Wzięliśmy 20 tys. zł kredytu, kupiłem wózek do robienia hot-dogów na ulicy, przerobiłem go i zacząłem robić falafele przy Hali Mirowskiej.
Tak naprawdę to na bazarze Mike poznawał Polskę. Handlarze szybko się do niego przekonali. Kiedy potrzebował swój mobilny sprzęt podłączyć do prądu czy wody - pomagali. Zdarzało się, że za kupione na bazarze warzywa płacił kanapkami, bo utarg był minimalny. Z czasem warszawska klientela doceniła falafele Mahmouda z Bejrutu, bo prócz kotleta z ciecierzycy dawał m.in.: rzodkiewki, pomidora, ogórka rzepę, granat, miętę, kolendrę, pietruszkę, czarnuszkę, sezam i.. miłość. Bejrut przestał kojarzyć się warszawiakom tylko z wojną, a zaczął także z jedzeniem. Gdy w listopadzie 2014 roku Mike otworzył swój pierwszy lokal z falafelem i hummusem nie wiedział, że przez miasto przetoczy się wegerewolucja. Dziś falafelowni w stolicy jest aż 37. Warszawa wskoczyła
na podium rankingu najbardziej wege miast świata.