Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego. "To nie jest Miami" Fernandy Melchor w przekładzie Tomasza Pindla zostało uznane przez jury najlepszą książką reporterską wydaną w Polsce w 2023 roku.
Kilkuset wystawców, setki twórców i twórczyń, ciekawe spotkania i zaskakujące premiery. W czwartek rozpoczynają się w Warszawie Międzynarodowe Targi Książki.
Jak to się stało, że Irlandia, uważana za jeden z najbardziej katolickich krajów na świecie, zdołała uwolnić się spod wszechwładzy Kościoła i to w stosunkowo krótkim czasie?
25 maja poznaliśmy laureatkę lub laureata Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Dziennikarstwo jest dzisiaj w niebezpieczeństwie - mówi Fernanda Melchor, której książka "To nie jest Miami" znalazła się w finałowej piątce Nagrody im. Kapuścińskiego.
Ersin Karabulut maluje portret kraju rozdartego głębokimi antagonizmami politycznymi i społecznymi. Ten komiks to też jego osobista historia pogoni za sukcesem. Opowieść o drodze wiodącej od biednych przedmieść Stambułu na szczyt wydawniczy.
Moim głównym celem jest dzieło wizualnie interesujące, porywające i łatwe do zrozumienia.
Litery napisu "Teatr Dramatyczny" na ścianie Pałacu Kultury muszą być puste, skoro chowają się za nimi wróble. Dziesięć naraz, za szesnastoma literami. Nawet stary neon to dobre schronienie.
Reporterowi nie wolno nie wiedzieć, kto to właśnie śpiewa za oknem albo kto szumi.
Mój ojciec miał długi i go zabili, wszystkich pozabijali. Ty nie wiesz, jak to jest oglądać ojca posiekanego maczetą, patrzeć, jak gwałcą ci matkę.
Nie umiem dociskać bohaterów. Jestem nieśmiały, łagodny i taktowny. Ale nie, nie chcę się nauczyć bezwzględności.
Młoda prawniczka Mary Robinson składa projekt ustawy o antykoncepcji. Jeszcze nie wie, że w ten sposób rzuca wyzwanie katolickiej Irlandii. W poczcie znajduje odcięte palce gumowych rękawic, imitacje prezerwatyw z dołączonymi nienawistnymi listami: "Obyś spłonęła w piekle!".
Nie otwieram kogoś, ludzie to nie konserwy. Otwieram się na kontakt. Słucham. Próbuję jak najlepiej poznać kogoś w ciągu tego krótkiego czasu, który mamy.
Zło jest bezsensowne, a przemoc tania. Capote zostawia nas z niepokojem, ze zmartwieniem.
W finale 15. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego po raz pierwszy znalazł się komiks. Wybór jury zaskakuje. Odpadły m.in. dwie książki-faworytki: "Chłopki" Joanny Kuciel-Frydryszak i "Nameryka" Martina Caparrósa.
Jak się zachwycę jakąś książką, to uważam, że jest to "moja książka życia". Pieję na temat autora, polecam każdemu, zmuszam do czytania.
Aż siedem polskich książek znalazło się wśród 10 najlepszych reportaży ubiegłego roku. Jurorzy Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego po raz pierwszy w historii nagrody wyróżnili komiks.
Często stajemy się wojownikami jednej sprawy, nie potrafimy spojrzeć krytycznym okiem. A Jesenská nie ma z tym problemu, co najbardziej cenię w reportażu.
Reportaż nie polega na analizie politycznej, ale na opowieści.
Kiedy nie wiem, jak napisać jakieś zdanie albo jak ująć temat, to otwieram ją i czytam fragmenty. I potem już wiem.
O czym pisać? Gitkiewicz: Błagam, tylko nie o Kościele. Szejnert: Zdecydowanie o Kościele! Opryszek: Wszyscy klikali newsy o Wąsiku i Kamińskim, a ja bym przeczytał reportaż z zimnego i pustego domu pani Wąsikowej.
Wiosną poznamy laureata bądź laureatkę 15. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Tymczasem organizatorzy ogłosili listę prawie 150 zgłoszonych do konkursu reportaży.
Zaczął się nabór do 15., jubileuszowej edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
- Jeden z głównych bohaterów "Głuszy" powiedział, że to książka nie tylko o głuchych, ale też napisana z głuchymi. To dla mnie bardzo ważne, że oni, głusi, odnajdują się w tych historiach - mówi Anna Goc, laureatka 14. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
"Głusza" Anny Goc to zdaniem jury Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego najlepszy reportaż, jaki ukazał się w Polsce w 2022 roku.
Kto wygra 14. edycję Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego? Trwa uroczysta gala w Teatrze Studio w Warszawie.
To najnowszy obszerny i mądry reportaż historyczny Anny Bikont oparty jest na dwóch cienkich zeszytach, które autorka odkryła w archiwach Żydowskiego Instytutu Historycznego ‒ "szesnastokartkowe w kratkę, formatu a5. Mają szaroniebieskie kartonowe okładki z wyblakłym napisem: Sprawozdanie z podróży służbowych L. Majzelsa w sprawie poszukiwania dzieci znajdujących w rękach Polaków". Majzels, pracownik powojennego Centralnego Komitetu Żydów w Polsce, odnotował swoje podróże służbowe w poszukiwaniu dzieci, zaznaczał przy tym "czy znalazł dziecko i za ile można je kupić. Kupującym jest naród żydowski". W większości przypadków krewni informowali Komitet o istnieniu dzieci. Bikont ustaliła losy trzydziestu z nich, podróżowała i po Polsce, i do wszystkich zakątków globu w poszukiwaniu sierot lub tych, którzy wiedzieli, co się z nimi stało. Na przykład Alinka, którą ciocia wytropiła w polskiej rodzinie, a potem, kiedy dziewczynka miała sześć lat, poinformowała ją, że przybrany "ojciec", z którym dotąd spędzała szczęśliwie dzieciństwo, "jest fałszywym tatą i mordercą jej prawdziwego ojca". Kilka lat później mieszkała już z ciocią, która była tak straumatyzowana wojną i nieudanymi próbami emigracji, że kiedy Alina zapytała, czy może mówić do niej "Mamo", otrzymała odpowiedź, że "matka jest tylko jedna i jeśli ona nie żyje, dzieci też jej nie potrzebują żyć". Anna Bikont znajdzie Alinkę, a raczej Ilan, w Tel Awiwie. Wdowa po kapitanie na okręcie nadal pracuje i jest aktywna. "Dwa razy w tygodniu gram w brydża. [...] Chodziłam też na warsztaty twórczego pisania i piszę opowiadania. Ale nie o sobie." Jednak przed Bikont się otwiera. Śledztwo autorki i jej ustalenia, opisane ze skrupulatnym poszanowaniem prawdy i etyczną odpowiedzialnością reporterki (czy kiedykolwiek jest sprawiedliwe np. poinformować kogoś, że jest adoptowany? czy mówić w języku, którego używali w czasie przerażającego doświadczenia?) są kluczowe dla historii Polski i Żydów, ale mają też wymiar uniwersalny. Czytelnik często ma wrażenie że historie o tym, jak można wycenić ludzkie życie w pieniądzu, czy o ludziach kupowanych bądź sprzedawanych nawet w najlepszych intencjach, są niemal biblijne. William Brand
Wierzę, że wciąż potrzebujemy prawdziwych ludzi z prawdziwymi historiami.
Kobieta obserwuje dłonie tłumaczki, gdy przekłada jej moje pytania, jakby nie była pewna, czy zrozumiałam, o czym miga. Czy ręce tłumaczki dobrze opowiadają jej życie.
Dla mieszkańców Północy bardzo ważne jest wiedzieć, że rozmawiają z kimś, kto rozumie, czym jest zimno.
Leżą w zwałach śmieci, na fotelach, pod brudnymi kołdrami, na stercie żurnali z lat osiemdziesiątych albo magazynów pornograficznych młodszych o dekadę, w drewutniach, melinach, piwnicach, pustostanach i domkach działkowych.
Uznałem, być może buńczucznie, że opowiem o moich emocjach, bo są one tożsame z tym, co czuje wielu moich kolegów i koleżanek z branży ratowniczej.
Wszędzie wokół leżały ciała. Próbowałam znaleźć swoje dzieci. W pewnym momencie zobaczyłam leżącego twarzą do ziemi małego chłopca, z dziurami po kulach w plecach. To był Subat Alam, mój najstarszy. Biegł w moją stronę, kiedy dostał. Miał osiem lat.
Na końcu drugiego fiordu migała miarowo obietnica obecności. Dwa błyski i przerwa, dwa błyski i przerwa.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.