Zwolennicy przywódcy opozycji Juana Guaido domagają się rozpisania wyborów i ustąpienia obecnego prezydenta Nicolasa Maduro. Na stronę opozycji przeszedł jeden z generałów.
Reżim w Caracas próbuje się ratować, sprzedając złoto Emiratom Arabskim. USA ostrzegają, by nikt go nie kupował
Tragedia Wenezueli wyznacza punkt docelowy, do którego mimowolnie zmierzają charyzmatyczni przywódcy posługujący się kłamliwą propagandą, upolityczniający sądy, ograniczający wolność mediów i prześladujący opozycję.
Rosja w konflikcie wenezuelskim kategorycznie opowiada się za Nicolasem Maduro. Bo też utrzymanie wpływów w Wenezueli to dla Moskwy gardłowa sprawa.
Nicolas Maduro wyklucza nowe wybory prezydenckie, a przywódcy opozycji Juanowi Guaido grozi aresztowaniem. USA zaś grożą reżimowi odwetem, jeśli Guaido spadnie włos z głowy. Rosja wzywa do mediacji i chce im przewodzić.
Opozycja i cały demokratyczny świat muszą zrobić wszystko, by reżim nie czuł się jak łowna zwierzyna zapędzona do rogu. To bowiem grozi wojną domową.
Następca Hugo Cháveza, Nicolas Maduro, w ciągu kilku lat pozbył się wojskowych dysydentów, a ich kolegów przekupił politycznymi posadami i oddaniem władzy nad gospodarką. Teraz opozycja próbuje przekonać mundurowych, że nie stracą przywilejów po zmianie strony - to od nich bowiem zależy, kto będzie rządził krajem.
Prezydent Nicolas Maduro wciąż ma za sobą Rosję, Chiny, Turcję i Kubę. Rośnie jednak międzynarodowy sprzeciw wobec jego rządów i poparcie dla przywódcy opozycji Juana Guaido oraz żądania wolnych wyborów.
Najemnicy z Rosji polecieli do Wenezueli, gdzie mają chronić upadającego dyktatora Nicolasa Maduro przed jego własnymi gwardzistami - podaje agencja Reuters. Moskwa jak zwykle zaprzecza.
35-letni Juan Guaidó, przewodniczący parlamentu, ogłosił podczas stutysięcznej demonstracji w Caracas, że przejmuje obowiązki głowy państwa. Bo choć Nicolás Maduro został zaprzysiężony na drugą kadencję, opozycja uważa, że wybory zostały sfałszowane. Guaidó uznały USA, Maduro wspierają m.in. Rosja, Iran, Turcja i Chiny.
Jeszcze w zeszłym miesiącu mało kto o nim słyszał, a dziś jego nazwisko powtarzają wszystkie media na świecie.
W kilkudziesięciu osiedlach Caracas wybuchły w poniedziałek i wtorek żywiołowe bunty przeciwko reżimowi prezydenta Nicolasa Maduro. Policja brutalnie je pacyfikowała. Dziś opozycja zamierza przeprowadzić w stolicy wielką manifestację. Władza odpowiada kontrmarszem swoich fanatycznych zwolenników.
Zdominowany przez opozycję, ale nieuznawany przez prezydenta wenezuelski parlament ogłosił właśnie, że Nicolas Maduro jest "uzurpatorem" i wszystkie jego decyzje będą nieważne. Wezwał także wojsko oraz urzędników państwowych do wypowiedzenia mu posłuszeństwa, obiecując amnestię. Chce ogłosić wolne wybory, kiedy tylko Maduro straci władzę.
Przez wiele lat dygnitarze reżimu Hugo Chaveza i Nicolasa Maduro brali miliardowe łapówki i prali je w USA oraz w Andorze. Najchętniej płacili Chińczycy.
Opozycja, Kościół katolicki, ONZ, Unia Europejska i kraje kontynentu żądają wyjaśnienia śmierci opozycyjnego polityka w kwaterze policji politycznej. A upadek gospodarczy kraju wciąż nie może sięgnąć dna.
Sześć krajów z zachodniej półkuli skarży reżim Wenezueli o zbrodnie przeciw ludzkości przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Takiej sprawy jeszcze nie było.
Zgromadzenie Konstytucyjne cofnęło immunitet parlamentarny kilku posłom opozycji, a dwóch kazało ścigać za zamach na prezydenta. Opozycja odrzuca oskarżenia jako polowanie na czarownice
Nicolás Maduro twierdzi, że sobotni wybuch na paradzie wojskowej w Caracas to zamach na jego życie, za którym stoją prezydent Kolumbii i wenezuelscy emigranci na Florydzie.
Kolumbia i Brazylia nie radzą sobie z masą uchodźców, którzy uciekają z Wenezueli przed biedą i beznadzieją. Będą ich spisywać, ale nie wypędzą i nie przestaną im pomagać.
Wenezuela stworzy kryptowalutę, aby ominąć sankcje finansowe USA - zapowiedział Nicolas Maduro, lewicowy prezydent Wenezueli, która borykasię ze spłatą długów i hiperinflacją.
Komandos policji zaatakował z helikoptera budynki rządowe w Caracas i wezwał Wenezuelczyków do buntu. Nikomu nie stała się krzywda. Jawne deptanie demokracji przez reżim Nicolasa Maduro wywołuje sprzeciw nawet w jego własnych szeregach.
50 dni protestów i prawie 50 ofiar, to bilans obecnej sytuacji politycznej w Wenezueli. Setki tysięcy mieszkańców tego kraju wyszły w sobotę na ulice, żeby wyrazić swój sprzeciw przeciwko obecnemu prezydentowi Nicolasowi Madurze. Tak wyglądały wczorajsze starcia i protesty w Caracas.
W sobotę sąd najwyższy Wenezueli po międzynarodowych i krajowych protestach cofnął swój wcześniejszy wyrok odbierający sejmowi władzę ustawodawczą.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.