- Po premierze nikt się ze mną nie kontaktuje. Rozumiem, że to to jakaś niewybredna lekcja pokory. - mówi nam Ryszard Brylski, reżyser "Śmierci Zygielbojma", który w ubiegłym roku przeciwstawił się władzy, chcącej upolitycznić jego film.
Prawicowi "liderzy opinii" chcieliby ostrej rozprawy z filmowcami. Twierdzą, że lepiej, żeby polskich filmów nie było, niż żeby były "wrogie Polsce". Co na to minister kultury? Kluczy, zasłania się niewiedzą, mówi o "sztuce zdegenerowanej".
Na premierze "Śmierci Zygielbojma" reżyser Ryszard Brylski w obecności wicepremiera Piotra Glińskiego, przypisującego sobie pomysł na film, skrytykował politykę historyczną i kulturalną PiS. Jednak prawicowi komentatorzy rzucili się nie tylko na reżysera, ale też na samego ministra. Swoim wystąpieniem Brylski dotknął trzech ważnych sporów. Jakich?
- Politycy mogą stymulować, inicjować, inspirować, ale nie mogą opatrywać swoim autorstwem filmowego dzieła. Jak my, twórcy, mamy się czuć? - mówi w rozmowie z "Wyborczą" Ryszard Brylski. Nie wycofuje się ze stanowiska, że jego "Śmierć Zygielbojma" została wykorzystana przez władze do politycznych manipulacji.
Jedyne, czego winniśmy oczekiwać po sobie wzajem w dzisiejszych czasach, to nie dać się zastraszyć, jak to czynią niezawiśli sędziowie i jak to czyni babcia Kasia.
Tak, potwierdzam: od początku byłem zaangażowany w powstanie filmu "Śmierć Zygielbojma", jestem jego pomysłodawcą i cieszę się, że w końcu powstał - napisał na Facebooku minister kultury Piotr Gliński. - Patronat prezydenta nad tym filmem to moja inicjatywa, dodaje rangi - mówi z kolei prezes dystrybutora filmu
"Śmierć Zygielbojma" Ryszarda Brylskiego to opowieść o człowieku, który boleśnie przekonał się, co znaczy być emisariuszem "niewygodnej prawdy". Ale do historii przejdzie jako film, na którego premierze bezprecedensową mowę wygłosił reżyser, zarzucając władzom manipulacje i kłamstwa
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.