Przed wojną niezwykle popularny, po wojnie trochę zapomniany. Teraz Tadeusz Dołęga-Mostowicz niepodziewanie przypomniał o sobie w związku z równie niespodziewaną adaptacją "Znachora" - jednej z jego najbardziej znanych książek.
"Znachor" to film nakręcony pięknie i z rozmachem, Leszek Lichota tchnął w postać Antoniego Kosiby nowe życie. Otaczają go też silne kobiety, które mają własne zdanie i charakter. Adaptacja Netflixa jest potrzebna i ciekawa, choć ma swoje wady.
Piękne widoki idyllicznej wsi, idealnie obsadzony Leszek Lichota i... niewiele więcej. Pierwszy zwiastun "Znachora" zapowiada film przynajmniej bardzo ładny. Czy dobry? Dla widzów w Polsce to raczej bez znaczenia.
"Wiedziałem, że scenariusz jest naprawdę dobry, a temat ciekawy i arcyfilmowy" - mówił Tadeusz Dołęga-Mostowicz o "Znachorze". Zekranizowano ją najpierw w 1937 r., ale dużo sławniejsza jest ta z 1981 r., którą reżyserował Jerzy Hoffman.
- Proszę się już tak ze mnie nie śmiać. Popularność "Znachora" rzeczywiście mi umknęła, bo przez lata mieszkałam w Stanach. Ale może właśnie dlatego podjęłam się zrobienia tego filmu? Bo nie wiedziałam - mówi nam Magdalena Szwedkowicz, producentka nowego "Znachora".
Jego życiorys przypomina trochę historię jego najsłynniejszego bohatera Nikodema Dyzmy, który w jednej chwili z dołów społecznych wskakuje na sam szczyt. Ale dziś trzeba się domyślać kluczowych wydarzeń z życia Tadeusza Dołęgi-Mostowicza.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.