Już podczas ewakuacji, kiedy mieszkańcy opuszczali blok, jedno z dzieci powiedziało strażakowi, że w budynku został jego tata. Strażacy ruszyli na pomoc. W jednym z mieszkań znaleźli nieprzytomnego mężczyznę.
W poniedziałek, 6 stycznia tego roku pogoda w Tatrach była zła. Silnie wiało, panował mróz i mgła. Mimo to 28-letni Jakub K. zdecydował się na wysokogórską wyprawę. Zabrał ze sobą 8-letnią córkę.
Ratownicy TOPR ewakuowali w Tatrach dwóch turystów, którzy zgubili szlak w rejonie Orlej Perci i weszli w przepaścisty, pokryty śniegiem teren. Nie potrafili się z niego wydostać, nie mieli ze sobą odpowiedniego ekwipunku.
W tym miejscu łatwo uderzyć w dno nawet kajakiem, a co dopiero dużym, pływającym domem z 25 osobami na pokładzie. WOPR interweniował na Duńczycy, gdzie tak zwany house boat utknął na mieliźnie.
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe ujawniło szczegóły dramatycznej akcji pod Rysami. W wypadku zginęło tam dwóch turystów. Udało się uratować osiem innych osób, które także znalazły się w tarapatach pod tym szczytem w Tatrach.
Do Grupy Jurajskiej GOPR dotarło zgłoszenie o braku kontaktu z grotołazem, który nie wyszedł o ustalonej godzinie alarmowej z jaskini Piętrowej Szczeliny koło Mirowa w pow. myszkowskim. Na miejsce natychmiast ruszyli ratownicy.
Do akcji ratunkowej na Akademickiej Perci wysłano śmigłowiec. Chory mężczyzna i towarzysząca mu kobieta weszli na najbardziej niebezpieczny szlak Babiogórskiego Parku Narodowego bez przygotowania. W dodatku ten szlak jest zamknięty dla turystów.
Zagrożony rejon zabezpieczono tamami przeciwwybuchowymi. W akcji w kopalni Szczygłowice wzięło udział prawie 600 zastępów ratowniczych.
Poważnymi obrażeniami dla jednego z turystów skończyło się nocne zimowe wyjście na szlak w Karkonoszach na Kozich Grzbietach. Akcja czeskich i polskich ratowników skończyła się po kilku godzinach.
Koszty akcji ratunkowych powinni pokryć ci, którzy idą na zamknięte szlaki - grzmią wędrujący po górach, komentując niedzielną akcji GOPR ze śmigłowcami, gdy ratowano osoby, które zignorowały górski zakaz. Szef GOPR przekonuje, że nie tędy droga.
Mężczyzna na wyprawę w Tatry zabrał swoje dziecko, mimo silnego mrozu i huraganowego wiatru. Oboje trafili do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili odmrożenia rąk i nóg.
W sobotni (4 stycznia) wieczór w Dębogórzu wybuchł pożar. Na miejscu lądował śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który zabrał do szpitala poważnie ranną osobę.
Po ośmiu godzinach akcji ratunkowej, prowadzonych nocą w trudnych warunkach, sprowadzono do schroniska Murowaniec turystę, który utknął w rejonie Żlebu Kulczyńskiego.
Na miejscu pracuje prawie 30 zastępów straży pożarnej. Z budynku ewakuowano 36 osób.
W akcji ratunkowej bierze udział ekipa nurków Państwowej Straży Pożarnej. Niewykluczone, że w akcji wykorzystana zostanie komora hiperbaryczna.
Przypadkowy spacerowicz zauważył ciało mężczyzny unoszące się w wodach Odry we Wrocławiu. Nieoficjalnie wiadomo, że miał skrępowane ręce i nogi. Znaleziono przy nim także plecak.
W mieszkaniu przy ul. Otolińskiej wybuchł pożar. Policjanci wynieśli z niego dwóch mężczyzn. Jeden z nich zmarł na skutek poniesionych obrażeń.
Senior i jego córka utknęli na zamkniętej nekropolii na Junikowie na cztery godziny i prawie spędzili tu noc. Inna osoba forsowała kilka dni wcześniej płot cmentarza. Wszystko przez wprowadzoną niedawno zmianę.
W niedzielę przed południem zakończyło się poszukiwanie dwóch osób, które w sobotę wieczorem weszły do jeziora Bajkał w Kamieńcu Wrocławskim. Policja poinformowała o znalezieniu i wydobuciu ich ciał.
- To była skomplikowana i trudna akcja - mówią ratownicy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR), którzy ewakuowali załogę i odholowali do portu w Ustce jacht "Tetras".
Zdarzenie, które miało miejsce po słowackiej strony Tatr Zachodnich, widzieli polscy turyści, którzy zaalarmowali służby. Mężczyzna spadł w szczelinę z Rohacza Ostrego.
Po tygodniach silnych deszczów w miniony piątek zawaliło się zbocze góry, niemal zmiatając z powierzchni ziemi dużą wioskę Kaokalam w prowincji Enga. Akcja ratownicza jest trudna i przebiega powoli
Młody mężczyzna zasłabł na przystanku autobusowym przy ul. Krakowskiej w Rzeszowie. Ktoś zadzwonił po pogotowie, ktoś inny pobiegł po pomoc do pobliskiego szpitala. Karetka zabrała nieprzytomnego mężczyznę, ale jego życia nie udało się uratować.
Strażacy wspólnie ze strażnikami miejskimi stanęli na wysokości zadania i pokazali, że mogą na nich liczyć nie tylko ludzie, ale i mama małych kaczek. A te były tak drobne, że wpadły do kratki wlotowej kanalizacji.
Dwoje małych dzieci w wieku 3 i 4 lat weszły na kuchenny parapet, otworzyły okno na czwartym piętrze i wychylając się na zewnątrz wołały mamę. Tragedii zapobiegł przechodzień, który zaalarmował policję.
Nie żyje 31-letnia Białorusinka, która razem z innym turystą wędrowała w rejonie Doliny Demianowskiej w Tatrach Niżnych. Para podczas wycieczki spotkała niedźwiedzia. Kobieta, uciekając przed nim, miała spaść w przepaść.
W 2023 r. ratownicy słowackiej Horskiej Zachrannej Sluzby interweniowali 2965 razy. To o 334 interwencje więcej niż w 2022 r.
Mężczyzna, który poprosił ratowników o pomoc, nie miał odpowiedniego ekwipunku. Akcja ratownicza trwała do godz. 1.30 w nocy z wtorku na środę.
TOPR podało szczegóły akcji ratunkowej po zejściu lawiny, w której zginął 28-latek: - Świadkowie zdarzenia przeszkadzali ratownikom w poszukiwaniach oraz stwarzali realne zagrożenie zejścia lawiny wtórnej - relacjonują.
Turysta, którego lawina porwała w rejonie Przełęczy Kondrackiej, zmarł w szpitalu. Szóstka innych osób, które znalazły się w tym miejscu, zostały uratowane.
W rejonie Kondrackiej Przełęczy zeszła lawina, w której znalazło się siedem osób. Jedna osoba została całkowicie zasypana, po dwóch godzinach pod śniegiem w ciężkim stanie trafiła do szpitala.
Chłopiec wpadł do wody, ale zdołał się z niej wydostać i przeszedł na zamarzniętą taflę. Na miejscu pojawili się policjanci, pomogli też przechodnie.
Lawina zeszła w nocy - zawaliła schronisko, wszystkie osoby, które były w środku, zginęły. Panią Marcinowską znaleziono przysypaną resztkami pieca. Po kilku godzinach poszukiwań odnaleziono jej męża. W związku ze śmiercią żołnierzy WOP pozostałości po schronisku zostały bardzo skrupulatnie sprawdzone. Szukano broni i amunicji.
Największe niebezpieczeństwo sprawiał wiatr, który w pewnym momencie uniemożliwił desant ratownikom TOPR-u ze śmigłowca.
Do nieszczęśliwego zdarzenia doszło w Nowym Rok w Poznaniu: mężczyzna skoczył z mostu Jordana i stracił przytomność. Poniedziałkowa akcja ratunkowa to jedno z najdramatyczniejszych zdarzeń, jakie miały miejsce na przełomie roku w aglomeracji poznańskiej.
Wczesnym wieczorem drugiego dnia świąt 32-letni turysta z Polski wezwał na pomoc ratowników HZS. Mężczyzna próbował samodzielnie przejść grań Niżnych Tatr. Nie pozwoliła mu na to pogoda.
To nie pierwszy raz, kiedy ratownicy GOPR uratowali życie turyście, który w krótkich spodenkach, cienkiej czapce i rękawiczkach ruszył zimą na Babią Górę. Miłośnicy suchego morsowania upodobali sobie ten szczyt.
Mężczyzna w przeddzień swoich 33. urodzin postanowił wejść z przełęczy Krowiarki na główny wierzchołek Babiej Góry. W krótkich spodenkach i rękawiczkach. Gdy przypadkiem napotkali go GOPR-owcy, tracił już przytomność.
Babia Góra to jedno z najbardziej zdradliwych miejsc. Przekonał się o tym turysta, który dwukrotnie wzywał na pomoc ratowników beskidzkiej grupy GOPR.
Turysta w momencie odnalezienia miał zaburzenia świadomości oraz odmrożenia rąk i nóg. Temperatura jego ciała wynosiła 30 st. C.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.