To droga do awansu i większych pieniędzy. Płacą polskie uczelnie. - To nie w porządku, że osoby, które nie mają dorobku, próbują obejść przepisy - mówi dr hab. Grzegorz Krawiec, profesor Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.
W pierwszej dekadzie naszego wieku było bodaj kilkadziesiąt - a może i więcej - habilitacji polskich "uczonych" na uniwersytetach białoruskich. Potem Białoruś zastąpiona została przez bliższą nam kulturowo Słowację. Gdy i ten kierunek zatkał się w wyniku regulacji administracyjnych, na rynku obcych habilitacji pojawiła się Bułgaria.
Ukraiński profesor Igor Britchenko, pracownik UKEN w Krakowie, publikuje w internecie nazwiska kilkudziesięciu doktorów habilitowanych, których wypromował na trzech bułgarskich uczelniach w Płowdiw, Sofii oraz Warnie. Na czym polega jego rola?
Iwona Przychocka, pełnomocniczka ministra nauki ds. jakości kształcenia na studiach, opublikowała pięć artykułów w czasopiśmie, w którym minimalna stawka to 1250 euro za tekst.
Iwona Przychocka bezskutecznie próbowała się habilitować w Polsce. Teraz odpowiada za jakość kształcenia na polskich uczelniach. - Osoby wskazujące ministrowi takich współpracowników robią mu niedźwiedzią przysługę - mówi ekspert.
Nie współpracują z bułgarskimi naukowcami, nie prowadzą badań w Bułgarii, nie wykładają na bułgarskich uczelniach. Jadą tam tylko po to, by zrobić habilitację. Jakości tych habilitacji w Polsce nikt nie sprawdza, a stopnie naukowe uzyskane w Bułgarii są równoważne z polskimi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.