Każdego dnia fotoedytorzy "Gazety Wyborczej" oglądają setki, a bywa, że tysiące zdjęć z kraju i ze świata. Tylko niewielki ułamek z nich ilustruje potem wydarzenia opisywane przez naszych dziennikarzy. Wiele wspaniałych fotografii nie ma szansy zaistnieć w serwisie Wyborcza.pl czy papierowym wydaniu "Wyborczej". A szkoda, by przepadły. Dlatego wybraliśmy dla Was zdjęcia, które nas dziś zachwyciły, zaciekawiły, zainspirowały lub po prostu wpadły nam w oko.
Przybywa pomysłów na dostarczanie i produkcję żywności, bo ludzi jest coraz więcej i wszyscy chcą jeść. Istnieją już na przykład drukarki 3D do żywności, chociaż są na razie dużo droższe niż garnki, no i brakuje odpowiednich książek kucharskich.
Zespół Szkół Technicznych i Ogólnokształcących w Jarosławiu to kuźnia talentów. Nie ma miesiąca, by media nie opisywały kolejnego wynalazku uczniów tego technikum. Nie mogą liczyć na wielkie dotacje. Nie korzystają z nowoczesnego laboratorium. I nie zależy im na czerwonych paskach. Pracują w piwnicy, po lekcjach. Pieniądze dostają ze zbiórek. Sprzęt od sponsorów. A to, co robią, wykracza poza system oceniania. Jak im się to udaje?
Kwestia autorstwa przedmiotów to ciekawe zagadnienie w kontekście druku 3D. Czy twórcą jest ten, kto zaprojektował wzór, czy ten, kto go wydrukował?
"Przepisy i nakazy, cudo. Szkoda, że naszymi rękami przy pomocy papierowych rozporządzeń. To już było i się nie sprawdzało" - napisał na Facebooku Artur Tutka, nauczyciel z Jarosławia. Uważa, że zakazywanie korzystania w szkole ze smartfonów zrodzi tylko niepotrzebne konflikty. - Nie zmuszam uczniów, aby nie używali telefonów. Wszyscy chętnie odkładają je sami - mówi. Na ten sposób wpadł przypadkiem.
Modele ludzkich organów powstają w drukarkach 3D najnowszej generacji. Idealnie odwzorowane są kolor, struktura, a nawet giętkość i twardość prawdziwych organów oraz tkanek.
Szczęście z plastiku - tak o druku 3D mówi Artur Tutka, nauczyciel z Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących w Jarosławiu. Jego uczniowie co jakiś czas zachwycają kolejnymi projektami. Tym razem Kuba, Filip i Michał pomogli pięcioletniej Lilce, która urodziła się bez lewego przedramienia. Prosiła o rękę, dzięki której mogłaby jeździć na rowerze. Ale chłopcy wykonali dla niej aż trzy - na rower, na spacer i do pracy. Wakacje? Nie, kiedy trzeba pomóc.
Najpierw dostałem rekina w klatce, chwilę później usłyszałem, że druk 3D to wcale nie jest technologia przyszłości. A przedsiębiorcy mają tu przychodzić z pomysłami. Chcą też szkolić drukarzy trójwymiarowych.
Trójka młodych lekarzy z Poznania stworzyła poradnię chirurgii ortognatycznej, czyli ciężkich zaburzeń rozwoju kości szczęki i żuchwy. Wykorzystują w niej najnowsze techniki cyfrowe.
Szkoły skupiają się na teorii, praktyka mocno kuleje. Efekt: dzieci i młodzież coraz rzadziej mają okazję tworzyć coś własnymi rękami. Organizatorzy pracowni FabLab próbują to zmienić, podnosząc kompetencje uczniów i nauczycieli w zakresie nowoczesnego rzemiosła.
Poznańscy ortopedzi w tym tygodniu wszczepili dwójce chorych supernowoczesną endoprotezę stawu kolanowego wydrukowaną w technice 3D. Operacje odbyły się pod czujnym okiem twórcy implantów prof. Maurilio Marcacciego, mistrza ortopedii.
Pamiętacie Łukasza Więcka, który w marcu wraz z żoną ruszył z akcją drukowania przyłbic dla medyków? Tym razem zielonogórzanin na drukarkach 3D wyprodukował okolicznościowe kolczyki (lub też breloki) na strajk kobiet.
- Nie jest to urządzenie szpitalne. To respirator, który powinien jeździć z transportem medycznym na wypadek, gdyby ktoś z transportowanych gorzej się poczuł - mówi dr inż Marcin Królikowski z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego.
- Przyjechała do nas lekarka, w drodze na dyżur w karetce, bo nie miała sprzętu ochronnego. Dałem jej wydrukowaną przez nas przyłbicę i dodałem własną maseczkę - mówi Ryszard Hałgas, kierownik administracyjny w Szkole Podstawowej nr 25. Na szkolnych drukarkach 3D wydrukowano już ponad trzy tysiące przyłbic ochronnych dla służb medycznych.
To była spontaniczna akcja. Kilku ludzi z instytucji i firm, które mają drukarki 3D, skrzyknęło się, by drukować przyłbice dla medyków w związku z pandemią koronawirusa. Opracowali własną technologię, wykorzystali te dostępne w sieci. W ciągu sześciu dni wydrukowali prawie 4,5 tys. sztuk, które przekazali do m.in. szpitali, przychodni, pogotowia i SOR-ów.
Koronawirus. Gorzowianin Grzegorz Rosiak jest najmłodszym drukarzem przyłbic ochronnych pracującym w grupie "Drukarze dla lekarzy" i wspomagającym szpital.
Wrocławianie przy pomocy drukarek 3D wydrukowali już blisko tysiąc sztuk przyłbic dla pracowników dolnośląskich szpitali. Chcą drukować kolejne tysiące - potrzebne jest jednak odpowiednie tworzywo.
Przed wybuchem epidemii prowadzili kursy grafiki i animacji 3D. Teraz ze swoimi dziesięcioma drukarkami ruszyli na wojnę z koronawirusem. Marta i Jan Barciccy drukują przyłbice ochronne dla służby zdrowia. Część z nich dostanie Szpital Bielański.
W polskich szpitalach brakuje podstawowych środków ochrony. Państwo wyręczają obywatele - zainspirowani akcją małżeństwa z Zielonej Góry ruszyli z szeroko zakrojoną produkcją przyłbic, które przed koronawirusem chronią lekarzy i pielęgniarki.
W sobotę Marzena Furtak-Żebracka, szefowa miejskiej promocji w Rzeszowie, przeczytała o spontanicznej akcji mieszkańca Zielonej Góry, który w domu drukuje przyłbice chroniące przed koronawirusem. I postanowiła zorganizować podobną akcję, tyle że na szkolnych drukarkach 3D.
Nie boisz się nowoczesnych technologii, masz trochę wolnego czasu i mnóstwo pomysłów? Musisz odwiedzić FabLab powered by Orange przy ul. Twardej. Własnoręcznie zrobisz tu wszystko, co urodzi się w twojej głowie.
Ania Puzdrowska, 21-letnia studentka Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy ma nową rękę 3D. - Dzięki protezie po raz pierwszy w życiu trzymałam w lewej ręce butelkę i puszkę. Marzę, aby nauczyć się jeździć dzięki niej na rowerze - mówi.
Graften z Olsztyna, producent profesjonalnych, desktopowych drukarek 3D, po debiucie na rynku polskim, rozpoczyna ekspansję w Wielkiej Brytanii.
Decydując się na domowe urządzenie do drukowania, trzeba odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Pośpiech może sporo kosztować.
Reinhold Hanning - strażnik, skazany za udział w zamordowaniu 170 tys. osób, Oskar Groening - księgowy obozu, skazany za współudział w zamordowaniu 300 tys. osób - to tylko dwie z kilkuset osób osądzonych przez niemieckie sądy byłych pracowników nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Cała załoga fabryki śmierci liczyła ponad 7 tysięcy osób. Niemieccy prokuratorzy wciąż poszukują nowych metod na odnalezienie i udowodnienie winy śmierci ok. 1,1 mln osób. Nawet w 72 lata po wyzwoleniu obozu.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.