Policjanci z CBŚP zatrzymali tancerki, kelnerki i kierowniczki klubów ze striptizem, w których usypiano i okradano klientów. Usłyszały zarzuty we wrocławskim śledztwie dotyczącym działalności słynnej sieci nocnych klubów Cocomo.
Poseł PiS Kacper Płażyński chciał ściągania wyższych podatków od tych, którzy prowadzą działalność o charakterze erotycznym i osiągają "olbrzymie zyski pochodzącego z tego typu wątpliwych etycznie przedsięwzięć biznesowych". W odpowiedzi Ministerstwo Finansów powołało się na Konstytucję RP.
Najdrastyczniejszy przypadek dotyczy 36-letniego mężczyzny, który został doprowadzony w klubie do utraty przytomności, a następnie zmarł w wyniku ostrego zatrucia alkoholem. W klubie nie udzielono mu pomocy medycznej.
Dotychczas śledczy postawili pracownikom sieci klubów go-go Cocomo ponad 700 różnych zarzutów, a w ostatnich tygodniach zatrzymali kolejnych siedem osób. Prokuratura bada także sprawę śmierci 36-letniego Brytyjczyka, który zmarł w klubie w Krakowie po tym, jak podano mu 22 porcje alkoholu.
Trzy kolejne tancerki z klubów nocnych Cocomo trafiły do aresztu pod zarzutem rozbojów, oszustw i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Wrocławski wydział Prokuratury Krajowej prowadzi dwa wielkie śledztwa dotyczące zorganizowanych grup przestępczych zajmujących się okradaniem klientów w klubach ze striptizem.
Policjanci CBŚP zatrzymali kolejne osiem osób podejrzanych o dokonywanie oszustw na klientach klubów go-go. Wrocławski sąd przychylił się do ich aresztowania.
To był wieczór kawalerski. Panowie weszli do klubu ze striptizem w Warszawie, zostali rozdzieleni, a następnego dnia jeden z nich ocknął się w mieszkaniu z wyczyszczonym do zera kontem.
Wielka akcja CBŚ w Warszawie i całej Polsce. Policja weszła do warszawskich klubów go-go i zatrzymała siedem osób, wszystkie dostały zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i działań na szkodę klientów.
W środku nocy z piątku 27 na sobotę 28 maja policjanci z CBŚP wkroczyli do 22 klubów go-go w 12 miastach w Polsce, w tym we Wrocławiu. Tak przestała istnieć słynna sieć klubów ze striptizem, w której klienci tracili fortuny i nie pamiętali, co się z nimi działo. Pokrzywdzonych są tysiące. Śledczy badają również przypadki śmiertelne - dowiaduje się "Wyborcza".
Nocna akcja policjantów z CBŚP w klubie ze striptizem na wrocławskim Rynku. Około północy z piątku, 27 maja na sobotę, 28 maja funkcjonariusze wkroczyli do lokalu "Rewia na Żywo." Podobne działania prowadzone były w lokalach w dziewięciu innych miastach w całej Polsce.
Tancerki z nocnych klubów go-go trafiły do aresztu z zarzutami rozbojów, oszustw i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Zdaniem prokuratury, celowo upijały, a potem okradały klientów. To pierwsze takie śledztwo w kraju.
Na słynnym sopockim deptaku stanęły w czwartek kubiki ostrzegające turystów przed odwiedzaniem klubów go-go, znanych z naciągania klientów. - Przez te kluby Polska ma złą opinię w zachodniej prasie. Ich działalnością powinny zająć się służby specjalne - mówi Jacek Karnowski, prezydent Sopotu.
- Nasze pracownice są mniej nachalne niż restauratorzy, którzy na siłę wciągają ludzi, by zjedli obiad lub usiedli w ogródku - twierdzi prawnik nocnych klubów z poznańskiego Starego Rynku. W środę zaczął się proces, który wytoczyło im miasto
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.