- Nieprawdą jest, że powstające miasteczko kontenerowe w Tarnawatce jest miejscem relokacji dużej grupy migrantów. Będzie to zaplecze dla pracowników firmy budującej S17 - poinformował wojewoda lubelski Krzysztof Komorski.
Lubią szkołę i Real Madryt, bawią się w księżniczki albo grają w piłkę, chcą się uczyć, rozwijać, podróżować. Choć życie dzieci bojowników ISIS w obozach dla uchodźców to koszmar, nie przestają marzyć...
Jedynym narodem na świecie, który może zrozumieć Ukraińców, jesteśmy my, Syryjczycy. Spadały na nas bomby tej samej produkcji, które teraz spadają na nich.
Przemoc, w tym seksualna, praca dzieci, brak pomocy humanitarnej, depresje i samobójstwa - w kilkudziesięciu obozach w północnej Syrii dziesiątki tysięcy kobiet i dzieci żyją w koszmarnych warunkach, bez żadnej nadziei na przyszłość.
Trójka syryjskich dzieci zmarła w ostatnim ataku zimy, która daje się we znaki uchodźcom mieszkającym w namiotach w nieformalnych obozowiskach w Syrii, Libanie i Jordanii. Eksperci alarmują: To cios w ludzi, których życie i tak jest nie do zniesienia.
"Byłem w obozach w Jordanii, Libanie i Turcji. To było straszne. Żaden z tych ludzi, z którymi się zetknąłem, nie był niczemu winny". O dramacie uchodźców z białoruskiej granicy rozmawiam z Bassamem Aouil, pochodzącym z Syrii psychologiem i psychoterapeutą, od wielu lat mieszkającym w Bydgoszczy.
Na Litwie przebywa około 4,5 tys. uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. Agnieszka, aktywistka i założycielka "No Borders Katowice" sprawdziła, co się z nimi dzieje.
- Od znajomych z Bośni najczęściej słyszę: "Unia Europejska więzi ludzi na naszej granicy i rozdaje im koszulki ze swoim logo" - mówi Agnieszka Gruszka, założycielka kolektywu Przyjaciele Ludzi z Katowic, która pomaga na tzw. szlaku bałkańskim.
Aisza nie chodzi, nie mówi, nie otwiera oczu. Co się dzieje z dziećmi, które tracą nadzieję? Niektóre próbują popełnić samobójstwo, inne powoli wycofują się z życia - alarmują lekarze z obozów dla uchodźców.
Pierwszy raz Boże Narodzenie w obozie dla uchodźców na Lesbos Marek Durski spędził wraz z rodziną w 2017 r. Wrócił tam rok później - razem z żoną i trójką synów. Tym razem dla mieszkańców obozu - dzieci i dorosłych - chce zawieźć 1000 par butów, zebranych dzięki ogłoszonej właśnie zbiórce.
Minął rok, odkąd prezydent Trump pod wpływem protestów podpisał zarządzenie, które kończyło politykę imigracyjną oddzielania rodziców i dzieci nielegalnie przekraczających granicę USA i Meksyku. Rodzice trafiali do więzień federalnych, zaś dzieci pozostawały pod nadzorem Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej USA. Oficjalnie podano, że 2737 dzieci zostało oddzielonych od swoich rodzin między kwietniem a czerwcem 2018 roku. Jednak późniejsze dochodzenie wykazało, że testowo praktykę separacji rodzin Trump rozpoczął już w pierwszym roku swojego urzędowania, przed oficjalnym wprowadzeniem polityki imigracyjnej, którą nazwał "zero tolerancji". Na skutek braku koordynacji działań Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego USA oraz Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej jedna agencja deportowała rodziców do Ameryki Środkowej, zaś druga przetrzymywała dzieci w obozach dla uchodźców. Prawnicy, którzy odwiedzili w ubiegłym tygodniu obóz Straży Granicznej w Clint (Teksas), powiedzieli, że dzieci przetrzymywane są w przepełnionych klatkach bez nadzoru dorosłych. Pozbawione są podstawowych warunków sanitarnych, część z nich choruje. Dzieci śpią na betonie, mają we włosach wszy. Starsze dzieci próbują opiekować się niemowlętami. 26 czerwca 2018 roku sędzia federalny w San Diego orzekł, że administracja Trumpa musi ponownie połączyć rozdzielone rodziny imigrantów w ciągu 30 dni. Po wielu miesiącach poszukiwań odnaleziono większość rodziców. Jednak rząd przyznaje, że zidentyfikowanie wszystkich dzieci może potrwać dwa lata.
Dziesięć dni wolnego, tanie bilety Ryanaira, komfortowe mieszkanie w Airbnb. Przyjechałam pomóc uchodźcom w Grecji. Podziwiajcie mnie.
W greckich obozach ludzie jeszcze niedawno czynni zawodowo, posyłający dzieci do szkół, studiujący na dobre wypadają ze współczesnego cywilizacyjnego obiegu. Możemy ich wpuścić do naszych biur, szkół, urzędów albo hodować straceńców. W minionym roku media zdominowała sprawa uchodźców. Z jednej strony używano jej do politycznych rozgrywek, z drugiej stała się formą taniej sensacji. Na tle podsycanego lęku przed terroryzmem ginął dramat ludzkich tragedii. Skupieni na efektownych tezach, które upraszczają kontekst - grozę bliskowschodniej wojny domowej oraz gospodarczą i społeczną entropię dużej części Afryki - zapomnieliśmy, że uchodźcy to przede wszystkim ludzie. 847 tysięcy żyć ludzkich, które przybyły w zeszłym roku do Europy. Najpierw oswoiliśmy, a potem wymazaliśmy z pola widzenia przykry fakt, że przez Morze Śródziemne nadal płyną łodzie. Jak wyglądało Lesbos za naszej bytności? Ludzi przybywa znacząco mniej po 20 marca, czyli po wejściu w życie umowy pomiędzy Ankarą a Unią, zgodnie z którą uchodźcy mogą zostać w Grecji, a migranci ekonomiczni lub o nieuregulowanym statusie zostaną odesłani do Turcji. Jednak w trzech obozach przebywa ponad 3 tysiące uchodźców. W Kara Tepe, gdzie mieszka około 700 uchodźców, głównie syryjskich rodzin, poprawiły się warunki sanitarne i wyżywienie. Niestety największy z obozów - Moria - jest przeludniony, ma kłopot z jedzeniem i sanitariatami, a konflikty pomiędzy grupami etnicznymi skończyły się pożarem w nocy z 19 na 20 września. To nie przypadek, że w tym roku Grecję za postawę obywateli nominowano do pokojowego Nobla. Ale sprawa uchodźcza nie jest tylko sprawą Grecji. Takich migracji nie było od czasu II wojny światowej. Dziś tuła się ponad 65 milionów ludzi. Oni nie znikną. Nie pójdą sobie gdzieś. Może przypomnimy o tym relacją z Lesbos? Postanowiłyśmy wykorzystać w tej opowieści nowe medium. Takie, które dociera do młodego odbiorcy i pozwala wejść w intymną relację - z nim i z bohaterami, których spotyka dziennikarz. Lęki, nadzieje, przeżycia uchodźców i ich gospodarzy umieściłyśmy w pierwszym polskim reportażu snapchatowym.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.