Biorą urlop, aby pojechać do archiwum, płacą za zrobienie zagranicznych testów DNA, a noce spędzają na czytaniu akt sprzed kilku wieków. Wszystko po to, żeby dowiedzieć się, skąd pochodzą.
"No chodź tu do mnie, mój synku dawidowy". Od urzędniczki usłyszał, że nikt taki jak on się w Bielsku nie urodził. Jedynie słowa babci łączyły go z pochodzeniem. Rozmowa z genealożkami i historyczkami Karoliną Szlęzak i Kingą Urbańską*
Całkowity brak zasięgu to zupełnie coś innego niż wyłączony telefon, który w każdej chwili można niestety włączyć z powrotem
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.