Wielka marka internetu, która przegapiła swoją szansę w wyszukiwarkach. A inwestorzy, wierząc w jej potencjał, mocno przepłacili.
Lycos (od łacińskiej nazwy Lycosidae - pogońcowate, do tej rodziny należy m.in. tarantula) powstał w 1994 r., był jedną z najgłośniejszych marek internetu. Pod tą nazwą funkcjonowała wyszukiwarka (jedna z pierwszych, która do przeczesywania internetu i treści w sieci używała specjalnych robotów, zwanych pajączkami), potem wokół niej zbudowano portal. W 1996 r. debiutuje na giełdzie, przez cztery lata przejmuje ok. 30 spółek internetowych. Wydaje na nie miliard dolarów, płacąc za nie - co typowe dla tamtego okresu - własnymi akcjami.
W 1996 r. przychody Lycosa wynoszą 5,3 mln dol., dwa lata później - 56 mln dol. Wciąż notuje straty, jednak rynek i inwestorzy wierzą, że wkrótce przekuje je na zyski. Przykład wiary: by mieć trzyletnią wyłączność na dostarczanie artykułów o zdrowiu do serwisów Lycosa, spółka WebMD płaci portalowi 52,5 mln dol.!
W Europie Lycos od 1997 r. rozwija biznes wraz z niemieckim koncernem Bertelsmann, trzecią spółką medialną świata. W 1999 r. Lycos wyprzedza Yahoo! na liście najpopularniejszych stron w USA, jego serwisy odwiedza wówczas 32 mln Amerykanów. W końcu tuż przed krachem na internetowej giełdzie - w maju 2000 r. - Terra Networks, internetowe ramię Telefoniki, hiszpańskiego giganta telekomunikacyjnego, płaci za Lycos 5,4 mld dol.
Za chwilę tej wyceny pożałuje - pęka bańka, kontrahenci bankrutują, a wielomilionowe umowy okazują się warte tyle, ile papier, na którym je spisano. Z dnia na dzień wycofują się reklamodawcy. Na rynku wyszukiwarek Lycosa wypycha Google, z portali - Yahoo!
W 2004 r. Telefonica odsprzedaje serwisy Lycosa za prawie 95 mln dol. Kupcem jest Daum Communications, właściciel drugiego co do wielkości portalu w Korei Płd. Stara się uporządkować Lycosa - pozbywa się części aktywów, stawia na rozrywkę... bez efektu. W zeszłym roku Lycos trafił do indyjskiej spółki Ybrant Digital, zajmująca się marketingiem w sieci. Cena? Zaledwie 36 mln dol.
Zobacz też: Druga bańka internetowa nadchodzi?
Wszystkie komentarze