W sprawie inwestycji w opolską elektrownię zamiast normalnego zarządzania trwają chaotyczne próby opanowania sytuacji.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

20 sierpnia po raz pierwszy premier Donald Tusk dał do zrozumienia, że nie jest zadowolony z działań prezesa PGE Krzysztofa Kiliana w sprawie rozbudowy elektrowni w Opolu. - Dobrze, że podjęto ostateczne decyzje, które umożliwią budowę elektrowni w Opolu, ale ten zmarnowany czas przez opieszałość menedżerów spółki powoduje, że rozpoczęcie tej inwestycji w sensie konkretnych działań na placu budowy przesunęło się o kilka miesięcy. Nie jestem z tego powodu szczęśliwy. Natomiast jestem szczęśliwy, że udało się zbudować takie mechanizmy, które umożliwią spółce PGE wykonanie tej inwestycji - stwierdził Tusk.

Czytaj także: 120 dni dla Opola. Czy nowe bloki elektrowni mają szansę powstać?

Nie bardzo wiadomo, jakie działania ma na myśli, bo nie wydarzyło się nic, co naprawdę przybliżałoby rozpoczęcie tej wartej 11 mld zł inwestycji. Budowa może zacząć się najwcześniej w grudniu, choć premier obiecywał, że stanie się to już latem.

Błędy Kiliana

Tygodnik "Wprost" twierdzi, powołując się na rozmowy z politykami PO, że Tusk jest wściekły na Kiliana, chciał nawet jego głowy, ale zrezygnował, bo resort skarbu nie znalazł następcy, a za Kilianem wstawił się szef doradców premiera Jan Krzysztof Bielecki.

Wygląda to na mocno naciągane dmuchanie tematu, bo gdy niedawno zdymisjonowano Grażynę Piotrowską-Oliwę ze stanowiska szefa PGNiG, to Tusk nie przejmował się brakiem następcy, zresztą w PGE i tak formalnie trzeba by było ogłosić konkurs na prezesa.

Kilian popełnił sporo błędów, głównie z przekonania o własnej nieomylności i nietykalności. Zabrakło mu wyobraźni. Gdy w kwietniu zarząd PGE zadecydował o zaniechaniu projektu w Opolu z powodu jego nieopłacalności, to powinien przedstawić alternatywę. Nowy blok w Opolu pełni zbyt ważną w funkcję w polityce energetycznej rządu, który nie może sobie pozwolić na przejściowe braki mocy. Oczywiście, zarząd ma rację - obecne niskie ceny prądu sprawiają, że nowe elektrownie się nie opłacają, dlatego swoje inwestycje wstrzymują także firmy prywatne. Każda informacja o tym, że Opole będzie budowane, powoduje spadek kursu akcji .

Jeśli państwo chce mieć nowe elektrownie, to powinno stworzyć mechanizmy, dzięki którym będą one opłacalne. Człowiekiem, który w imieniu całej energetyki powinien je zaproponować, był właśnie Kilian. Tymczasem zarządził on wycofanie PGE ze wszystkich niemal stowarzyszeń branżowych, a porozumienia z innymi firmami w ogóle nie szukał.

Od pół roku spółka nie może przedstawić nowej strategii, bo urzędnicy resortu skarbu i gospodarki obecni w radzie nadzorczej PGE ścierają się z prezesem. Do dymisji podał się niezwykle ceniony w branży wiceprezes PGE Paweł Smoleń.

Rząd też nie jest bez winy

Kiedy Donald Tusk pod wpływem lokalnej kampanii społecznej zaczął naciskać, aby elektrownia powstała, zarząd PGE zaczął podejmować działania zmierzające do, jak to nazwano, "urentownienia" inwestycji. Dlaczego nie pomyślano o tym, zanim podjęto decyzję o zaniechaniu Opola? To kamyczek do ogródka prezesa PGE.

Rząd też ma swoje za uszami. Dlaczego - skoro nowe elektrownie są tak ważne - nie wpisano do statutu PGE, że spółka może się angażować w inwestycje, które mogą być przejściowo nierentowne? Tak postąpiono przecież w przypadku PGNiG.

Czytaj także: Ekolodzy apelują o wiatraki i panele słoneczne zamiast bloków węglowych w Opolu"

W czym jest największy problem

Ale najważniejszy problem nie polega na tym, czy Opole jest opłacalne czy nie, bo tego i tak nikt nie jest w stanie przewidzieć, w końcu elektrownia ma służyć 30 lat. Excel jest cierpliwy i przyjmie wszystko, analiz o opłacalności bądź nie elektrowni nikt tak naprawdę nie widział, więc trudno się do nich odnieść. PGE poradziłaby sobie też z przejściowym spadkiem kursu akcji - spółka nie ma problemu z finansowaniem.

Najważniejszy problem to odpowiedź na pytanie, czy konsorcjum Rafako i Polimeksu Mostostalu jest dzisiaj w stanie zrealizować tę inwestycję. Obie spółki mają problemy finansowe. Rafako należy do upadłego budowlanego potentata PBG, Polimex od upadłości ocaliła państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu.

Premier może kazać prezesowi PGE, kimkolwiek by był, rozpoczęcie budowy Opola, ale nie jest w stanie zapewnić Rafako i Polimeksowi płynności finansowej. PGE musi się liczyć z ryzykiem, że obie firmy wyłożą się na budowie.

Zbliżają się wybory...

Dla PGE miałoby to fatalne konsekwencje - zostałaby z rozgrzebanym projektem i kupą problemów technicznych i prawnych. Premier też miałby nielekko - wyobraźmy sobie spektakularne przerwanie robót i protesty podwykonawców w roku wyborczym. Ćwiczyliśmy już to przy chińskim Covecu na autostradzie A4.

Na stole leży koncepcja, aby to de facto francuski Alstom przejął budowę, występując formalnie jako podwykonawca Rafako. To też jest łamaniec prawny i techniczny, trudno powiedzieć, co z tego wyniknie.

Premiera te wszystkie niuanse zdają się nie obchodzić. Być może wierzy, że jego słowa mają uniwersalną moc sprawczą.

W sprawie Opola zamiast normalnego zarządzania mamy zarządzanie chaosem, zamiast przemyślanej koncepcji - przypadkowe i niezborne ruchy. Wszystko to sprawia dość przygnębiające wrażenie .

Autorzy prowadzą serwis poświęcony energetyce wysokienapiecie.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem