Dziś problemem polskich przedsiębiorców są składki ZUS. Ich wysokość nie zależy od tego, ile uda się właścicielowi firmy w danym miesiącu zarobić. Przepisy przewidują, że przedsiębiorcy mają płacić stałą składkę do ZUS liczoną od 60 proc. średniego wynagrodzenia. Od lutego wypada więc 1172,56 zł na miesiąc.
I nie ma znaczenia, czy mają stratę, czy zarobią jedynie 500 czy tysiąc zł. Składka jest taka sama.
Przedsiębiorcy starają się więc ograniczyć koszty. Jak? Choćby zawieszając na jakiś czas działalność gospodarczą. Dzieje się tak w przypadku firm sezonowych. A gdy zawieszamy działalność, składek płacić nie musimy.
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
W usługach to zupełnie normalna rzecz. A w handlu nie. Świat jest trochę bardziej skomplikowany. Trudno zrobić proste prawo które obejmie jego różnorodność.
Może i szach-mat. Ale póki co wszystko na kredyt. Przyszłość pokaże. Jak mówi Pismo: po owocach ich poznacie...
A potem naród się ściepnie na emeryturę minimalną dla nich wszystkich. Róbmy tak wszyscy i będzie finansowe perpetum mobile.
Większość pomstujących na wysoki ZUS nie pojmuje trzech rzeczy:
1-mo ZUS się odlicza od dochodu i podatku. Rzeczywisty "koszt" jest istotnie mniejszy.
2-do Na etacie jest jeszcze większy ZUS, tylko to nie boli jak księgowa go potrąca przed przelewem.
3-io Jak się chce żyć 20 lat na emeryturze na takim samym poziomie jak się pracowało lat 40, to trzeba odkładać na przyszłość 1/3 tego co się wypracuje. I nie ma zmiłuj, arytmetykę nie obchodzi czy się to uważa za sprawiedliwe czy nie.
przeczytałem dwa zdania twojego komentarza i znalazłem w nich trzy kłamstwa.
po pierwsze, kłamiesz w sprawie "podatku".
po drugie, kłamiesz w sprawie średniego wynagrodzenia netto.
po trzecie, kłamiesz w sprawie zusu w WB.
podam ci mój przykład. Jestem fryzjerką. Bardzo dużo choruję, Nikt mnie nie zatrudni bo sumarycznie przez 5 miesięcy w roku byłabym na L4. Nie chcę otwierać salonu bo wiem, że nie nadaję się na szefową. Mam grupkę zaprzyjaźnionych klientów, którzy wpadają do mnie do domu. Moje miesięczne przychody są dużo mniejsze niż 5 000. Chciałabym pracować legalnie, ale nie chcę pracować na tak duży ZUS. takich osób jak ja jest mnóstwo. Dolicz do tego inne kobiety - opiekunki do dzieci, sprzątaczki, opiekunki osób starszych. Jakim my jesteśmy zagrożeniem dla "etatowców'?