Rozmowa z
Robertem Ligiewiczem,
muzykiem, perkusistą Hey, pirotechnikiem
Konrad Wojciechowski: Muzyk czy pirotechnik? Jaki jest twój właściwy zawód?
Robert Ligiewicz: Granie w zespole Hey zawsze było moim priorytetem. I temu się poświęcałem. Ale zespół nie występował non stop – były przerwy w koncertowaniu. Miałem więc sporo wolnego czasu. A nie jestem typem człowieka, który lubi siedzieć bezczynnie. Przypadkowo poznałem Piotra Szabłowskiego, który dziś jest jednym z szefów dużej niemieckiej firmy Flesh Art z siedzibą w Dubaju. I zapytałem, a to było ze 20 lat temu, czy nie potrzebuje kogoś do pomocy. Piotrek zajmował się pirotechniką i efektami specjalnymi na planach filmowych. Wziął mnie do pracy.
Wszystkie komentarze
Najciekawsze jest to, jaki jest wpływ tego rodzaju zabaw na środowisko.
Ja mam ograniczać podróże, a tacy rammsteinaowcy i podobni mogą sobie strzelać do woli. Może o to też trzeba było zapytać, nawet jeśli delikwent nie ma o tym zielonego pojęcia, bo tylko robi, co mu zlecono...
Kto był na koncertach Rammstein, te do tej pory czuje podmuch ognia na twarzy :)
Przecież to jak nazwisko przekręcić.
I kolejny dowód na zbydlęcenie Arabów - tam ludzie nie mają wody pitnej, a ci pustynię dla zabawy wodą polewają.
Wystarczy kilkusekundowe zastanowienie, żeby wpaść na to, że można użyć wody morskiej, nieodsolonej. A Bahrain jest na wyspie.